Przejechałam USA wszerz, od Atlantyku do Pacyfiku i z powrotem. Co zobaczyłam, to moje. San Francisco było punktem, w którym zawróciłam. Tam zaczęła się moja droga powrotna, która wprawdzie jeszcze długo miała potrwać, ale mimo wszystko była „powrotną”.
Dotarłam do San Francisco pewnego słonecznego poranka. Chciałam poznać to miasto, usiąść nad Zatoką San Francisco i zanurzyć ręce w wodach Pacyfiku.
Pierwszą stacją był oczywiście most Golden Gate, który w następnym tygodniu będzie obchodził swoje osiemdziesiąte urodziny (oddany do użytku 27 maja 1937)! Przy wjeździe do miasta na bramkach pogoda była fantastyczna, ale w oddali, na Zatoką zbierały się chmury. Ruszyłam więc szybciutko w kierunku mostu, ale i tak, kiedy do niego dotarłam, pogoda nie była w najlepszym humorze. Słońce się naburmuszyło, zrobiło się przeraźliwie zimno, a piękny most otuliła gęsta mgła… I tyle go widzieli! Nie dając za wygraną, trwałam tam przez kilka godzin z nadzieją, że wiatr rozgoni mleczną mgłę. Obeszłam most z każdej strony (w miarę możliwości oczywiście) i nic; przeszłam po moście tam i z powrotem, od początku do końca, i też nic; zeszłam nad sam brzeg oceanu, trochę dalej od mostu, znowu nic… Tylko mgła, mgła, mgła…
Tak więc proszę Państwa prezentuję Państwu nie tyle słynny wiszący most, ale właśnie Mgłę znad Zatoki San Francisco z dodatkiem kilku elementów Golden Gate Bridge…
Ale proszę nie myśleć, że to czekanie moje było nadaremne i bezowocne. O nie. Owocne było, tyle, że w innej dziedzinie. Spotkałam bowiem pięknych przedstawicieli ptasiego świata: pasówkę, szpaki i kolibry!!! Na które żaden turysta nie zwracał uwagi. Wszyscy bowiem byli odwróceni ;). W stronę mostu oczywiście. A ja nie, ja stałam do mostu plecami i tym samym mogłam podziwiać cudne ptaki, których jeszcze do tej pory na własne oczy nie widziałam. Kolibry i pasówkę znaczy się, bo szpaki to znam ;)
Gdyby nie mgła, pewnie bym ich nie dostrzegła….
Najpiękniejsza mgła (tej części) świata:) piękne zdjęcia, podaję dalej, z przyjemnością:)
Ikroopko, dziękuję :)
A ja lubię mgłę, więc aż tak bardzo nie zepsuła mi zdjęć i wycieczki ;)
O.
ładnie. nawet i z mgłą, a może zwłaszcza. „from the Golden Gate Bridge – all the way to the Statue of Liberty”?
Er, o tak, tak, tak. Może być i Dylan ;)
O.
ten koliberek z różowym krawatem jest przepiękny ! Zdjęcia mostu we mgle -bardzo poetyckie. Będziesz miała wspomnień a wspomnień !
BaboJogo,
dziękuję. Wspomnień mam masę, zdjęć podobnie :) Nic, tylko opowiadać ;)
O.
Podobna mgle przezylam w Mount Rushmore, nie wiele zobaczylam w pierwszy dzien :)
Artdeco, czasami to jednak pech.
Myśmy w Mount Rushmore mieli fantastyczną pogodę. Muszę napisać notkę, ale nie wiem, jak podejść do tematu.
O.
tez lubię mgłę, Twoje zdjęcia GG tchną tajemnicą :) ptasi przyjaciele to obserwacja bez końca. u nas parka kosów gra na nosie naszej kotce dostarczając i nam niezłej rozrywki – ignorują naszą obecność zaznaczając, że to my jesteśmy u nich ;) pozdrawiam :)
Gwiezda, dziękuję :)
Kosy. I u nas ich pełno. Są głośne, nie pozwalają się nie zauważyć. I dobrze!
Macham!
O.
Uwielbiam Cię oglądać :) i czytać też :) mgła kojarzy się mi z tajemniczością i tak jest za każdym razem kiedy zabieram się za czytanie Twojego postu – nigdy nie wiem czym mnie zaskoczysz!
Pięknie :)
Jolu, bardzo mi miło.
Zaskoczenie? To tym bardziej mi miło. Nie chcę być nudna ;)
Pozdrawiam serdecznie!
O.
Te przęsła (?) urywające się we mgle są magiczne, ale ptaki mnie po prostu urzekły. Prześliczne! I widzisz, bardzo dobrze, że była mgła, bo miałaś (a teraz, dzięki Tobie, my) szansę je zobaczyć i uwiecznić :)
Ken.G.,
no ba, tak, tak. Całe szczęście z tą mgłą, bo inaczej kolibry przeszłyby mi koło nosa ;)
Dziękuję!
O.
PS. Nie mam dostępu do Twojego bloga. Zmieniłaś coś?
Mgła też jest ciekawa, nawet ciekawsza niż most, a koliberki prześliczne. Nie miałam pojęcia, że istnieją różowe!
Pingback: Malowane Damy, Lombard i tramwaje linowe | Zapiski Obieżyświatki
Pingback: Brooklyn Bridge - Zapiski Obieżyświatki
Pingback: Golden Gate Bridge we mgle - Zapiski Obieżyświatki