przypomina mi jedną z dzielnic Buenos Aires – La Bocę….
Trudno oprzeć się urokowi wysp w Lagunie Weneckiej. Każda z nich czaruje na swój sposób, na co ja się chętnie godziłam.
Z przepełnionego turystami vaporetto wysiadłam na spokojnej wysepce Mazzorbo. Kilka domów, cmentarz, kościół św. Katarzyny z piękną krzywą campanillą z początków XIV w. Cieszyłam się ciszą i widokami. Mazzorbo jest często pomijane przez turystów, którzy niecierpliwie przebierają nogami w tłocznych vaportetto w oczekiwaniu na dopłynięcie do dworca wodnego w Burano. Być może nie wiedzą, że między wysepkami znajduje się piękny drewniany mostek, łączący obie weneckie wysepki – Mazzorbo z Burano. Mazzorbo przypomina mi poniekąd Kopciuszka, trochę zapomnianego, opuszczonego, na którego nikt nie zwraca uwagi. Ale ten drewniany most między wyspami to jakby rodzaj czarodziejskiego portalu – to wejście do innego świata. Do świata Burano – a Burano nie ma nic z Kopciuszka, a jeśli to już tego przemienionego w najpiękniejszą królewnę na balu.
Burano – maleńka wyspa (zaledwie około 21 hektarów) w Lagunie Weneckiej – żyje kolorami, tryska radością i optymizmem, kusi wszelkimi odcieniami czerwieni, błękitu, pomarańczy…Można tu podziwiać całe spektrum barw. Spacerując po Burano musiałam myśleć o dzielnicy Buenos Aires La Boca, w której mieszkali włoscy emigranci i o tamtejszej sławnej uliczce Caminito. Skojarzenie tych dwóch miejsc samo się nasuwa. Tylko tanga w Burano zabrakło, ale nie umniejszyło to w niczym jego uroku. Spacer pomiędzy barwnymi kamienicami wzdłuż kanałów, zaglądanie przez bramy w wąskie uliczki, zapach suszącego się na wietrze prania, sklepiki z typowymi dla wyspy wyrobami koronkarskimi, kolorowe łodzie, mostki i mosteczki – to wszystko sprawia, że wcale nie chce się opuścić wyspy, z której w oddali widoczne są ośnieżone szczyty Dolomitów…
Zapraszam Was na spacer z Mazzorbo na Burano, może i Wam nie będzie się chciało stamtąd wracać.
kolory, och te kolory Dio mio! cudowne wysepki i faktycznie mają klimat La Boca, pozdrawiam :)
Gwiezdna, kolorów nam trzeba! :)
Dobrego weekendu!
O.
Wenecja ma swój urok. Trochę męczący na dłuższą metę, ale jednak urok. Za to Burano… to jakby inny świat! Wspaniałe miejsce <3 po obejrzeniu zdjęć szczerze zatęskniłam za tą wysepką :)
Sylwio, mnie się te wysepki wenecki niesamowicie spodobały. A zimą nie ma tam wielu turystów. Mogłam w spokoju je pozwiedzać.
A Wenecja to bajka :) Ale tylko zimową porą.
Pozdrawiam,
O.
Piękne zdjęcie z oświetlonymi szczytami w tle.
Druga Minogo, dziękuję. Dobra była widoczność. Wykorzystałam moment.
Udanego weekendu!
O.
Pingback: La Boca w Buenos Aires | Zapiski Obieżyświatki
Papier toaletowy(?) dźwignią reklamy (zdj. 13) – tego jeszcze nie widziałem, ale jak zwykle: potrzeba matką wynalazków.
Sławku, a mnie się wydawało, że to małe bale materiału ;) Ale jeśli to papier toaletowy, to faktycznie dobry wynalazek.
O.
Cudownie. Chcę tam wrócić. Czarny kot rewelacyjny.
Magdo, :) kotów tam był bardzo wiele. Ten czarny kocurek obserwował mnie przez kilka minut. Mam szczęście do takich sierściuchów – podobnie było w Canterbury: https://www.obiezyswiatka.eu/co-ma-kot-do-katedry-w-canterbury/
O.
Jaka szkoda, że nie mieliśmy tego w programie wycieczki do Wenecji. Fantastyczne miejsce! I te kolory! Przepiekne! Prawdziwa małmazja dla oczu!
Fusillko, no to może być powód, żeby się tam wybrać jeszcze raz :)
O.
U Ciebie jak widzę już wiosna.
5000lib, to pozory. Zdjęcia są z grudnia :) Ale kolory akurat się nadają na wiosnę :)
O.
Oglądając Twoje zdjęcia przypomniała mi się moja podróż do Wenecji, chętnie bym ją powtórzyła :). Pięknie uchwycone chwile, jak zwykle. Pozdrawiam.
Ciekawaosto, takie wspomnienia są bardzo ważne :) Ja na Wenecję piszę się jeszcze raz, i jeszcze i jeszcze ;)
Dobrego weekendu!
O.
No ja na pewno nie miałabym ochoty na powrót z Burano. Moje klimaty, moje kolory, takie miejsca lubię…A do tego włoski gwar i pranie łopoczące na wietrze niczym żagle…
Mo, tego gwaru akuart w czasie mojej wizyty nie było – i całe szczęście, bo ja raczej odludek jestem. Ale wszystko inne się zgadza :)
O.
Pingback: Czy Wenecja istnieje naprawdę? | Zapiski Obieżyświatki