Napisane: 17.11.2010
Wangfujing to główna ulica handlowa Pekinu. Dość długi deptak, na którym znajdują się liczne sklepy, stragany oraz centra handlowe. Niczym się nie różni od normalnej zachodniej shopping street. Atrakcją ulicy jest jednak targ nocny, na którym można kupić wszystko i czasami dać się nabić w butelkę.
Kto czyta mój blog dłużej, wie, że zakupów, zwłaszcza ubraniowych, robić nie lubię. Wybieram się dwa razy do roku i mi wystarczy (o moich traumatycznych perypetiach z zakupami można przeczytać tu ;))
Ale to, co lubię, to odwiedzanie wszelkiego rodzaju targów i rynków. Z owocami, z warzywami, z lokalnymi wyrobami… Wszędzie, gdzie jestem, muszę odwiedzić takie miejsce (wzdycham do targu w Port of Spain w Trynidadzie. O ile miasto robi niezbyt dobre wrażenie, o tyle to, co widziałam na targu to poezja kolorów, smaków i zapachów…).
W Pekinie ulica Wangfujing to jeden z punktów turystycznych. Wcześniej czy później każdy na tę ulicę trafi. Myśmy trafili już pierwszego wieczoru i od razu weszliśmy na nocny targ. A tam tłum jeszcze większy niż na ulicach. Nie pozostało nam nic innego, jak zacisnąć zęby i do przodu ;), celem naszym było nabycie widokówek. Po kilkunastu minutach łażenia i przepychania się znaleźliśmy w miarę pustawy stragan i miłego sprzedawcę, który pocztówki posiadał. W zestawach po 10 sztuk. Zapytaliśmy o cenę i usłyszeliśmy 65 juanów, ja chciałam jednak wziąć dwa zestawy, ale miałam przy sobie tylko 100 juanów. Podziękowaliśmy więc i już chcieliśmy odejść z zamiarem przyjścia jutro z grubszym portfelem, ale tak łatwo się nie dało. Sprzedawca widząc, że nici z interesu, zaczął obniżać cenę i w sumie dostałam dwa zestawy za 100 juanów. Ludzie, ja się nie umiem handlować, a tam trzeba, bo inaczej pekińczycy czuli się urażeni. Mi to przychodziło z trudem, ale cóż… Co kraj to obyczaj.
Widokówki bardzo mi się podobały i trwałam w mniemaniu (chociaż z wyrzutami sumienia), że zrobiłam niezły interes do momentu, jak w sklepiku muzealnym w Zakazanym Mieście zobaczyłam takie same zestawy kartek z ceną 20 juanów za cały komplet…
Wyrzuty sumienia przeszły mi w jednej chwili.
No tak, czasem frycowe zapłacić trzeba ;)
Wangfujing odwiedzaliśmy prawie codziennie. Na ulicy znajdują się dwie wielkie księgarnie, więc tam chętnie przebywaliśmy. Poza tym to było dobre miejsce, aby poobserwować mieszkańców i turystów.
*****
Komentarze:
lidka1810
17.11.2010 21:16
przeczytałam o Twoich traumatycznych zakupach ubraniowych – zadziwia mnie nasze podobieństwo!- och jaka ja dumna przyszłam do domu kiedyś z NOWYMI sandałkami!, a potem ryczałam ze śmiechu dobre pół godziny bo w szafie miałam identyczne sprzed kilku lat tylko w innym kolorze, dlatego TAK mi się podobały :DDD z targowania też obrywam, na szczęście ratuje mnie mój prywatny handlowiec, sama robię tylko takie interesy jak Ty ;) ach, wspomniał mi się chiński Nowy Rok w NY… pozdrawiam :)
gania76
17.11.2010 21:45
My mieliśmy podobną sytuację w Turcji, coś kupowaliśmy na bazarze i mój mąż bardzo długo i burzliwie się targował (jemu to akurat świetnie wychodzi, bo ja w tej dziedzinie raczej nie odnoszę sukcesów), a potem tę samą rzecz znaleźliśmy w innym miejscu dużo taniej. Niestety czasami tak bywa :)
obiezy_swiatka
17.11.2010 22:53
Lidko, to pewnie nasza wspólna data urodzenia :) Konstelacja gwiazd i dobrych życzeń :) Historia z sandałkami piękna! Dobrze mieć takiego Prywatnego Handlowca. Chiński Nowy Rok w NY – super, przypuszczam, że to niezapomniane wspomnienie. Dobrej nocy! O.
obiezy_swiatka
17.11.2010 22:55
Ganiu, no właśnie, moja historia nie jest odosobniona. W sumie to to żadna duża suma była, ale mimo wszystko jakoś tak dziwnie. Ty piszesz, Lidka podobnie, że to część męska się handluje – coś w tym musi być :) Pozdrawiam! O.
atanerusa
17.11.2010 23:03
Nikt jeszcze w zyciu nie zrobil zlotego interesu. Gdybys wtedy nie kupila pocztowek i nie znalazla ich gdzie indziej to pewnie bys zalowala do konca zycia, pozdrawiam serdecznie.
obiezy_swiatka
17.11.2010 23:08
Ataner, tak, tak. Pewnie bym w innym miejscu nie znalazła. To był naprawdę drobiazg, zbyt pazerna byłam na te kartki :) Od razu chciałam biec na pocztę, aby wysłać ;) Serdeczności! O.
dr555
18.11.2010 11:20
W Pekinie jeszcze mnie nie było. Podobno zrobił się bardziej zachodni. Jadłaś te wszystkie ich potrawy? Chyba bym się bała, że podadza mi jakieś robale albo mięso kota czy psa. Pozdrawiam serdecznie. Belita
fusilla
18.11.2010 11:37
Jak człowiek popatrzy, co inni jedzą, to brrrr…..! Na targach jeszcze nie handlowałam, ale w sklepach, jak najbardziej, i to z dobrym skutkiem. Zdjęcia piękne, tak się czułam, jakbym tam była!
spacer_biedronki
18.11.2010 12:22
hehe…ja się tak nabiłam na herbacie… niby sklepik, niby taniej..niby..niby..a potem odkryłam,że w hipermarkecie połowę taniej..Teraz już wiem..oglądam na straganach, a to co jak sądzę będę mogła kupić w markecie- kupuję tam.
agpagp
18.11.2010 13:21
te lampiony nadają całej tej wyprawie swoistego klimatu :) zastanawiam się czy gdzieś przepłaciłam… bo handlować się za bardzo nie potrafię i zgadzam się od razu na to co ewentualnie zaproponuje sprzedawca ( bo jednak czasem pytam czy da się coś zaoszczędzić ) Gdy patrzę na te zdjęcia ilość ludzi przypadająca na cm kwadratowy mnie przeraża ;)
obiezy_swiatka
18.11.2010 21:21
Belito, niektóre ulice są bardzo zachodnie, zwłaszcza te nowoczesne dzielnice. Ale i stary Pekin można jeszcze zobaczyć. Nie, wszystkiego nie jadłam. Uważałam zwłaszcza na surowe owoce, bo nie chciałam spędzić podróży w toalecie hotelowej. Ale próbowałam wiele rzeczy. Serdecznie pozdrawiam! :) O.
obiezy_swiatka
18.11.2010 21:21
Fusillko, no to masz talent z tym handlowaniem! :) Świetnie. A co do jedzenia, to nic nie poradzisz, co kraj, to obyczaj ;) Dobrej nocy! O.
obiezy_swiatka
18.11.2010 21:22
Spacerku, to jest dobry sposób. Za herbatę w Pekinie też przepłaciłam, ale to nie na targu ;) Z pozdrowieniami! O.
obiezy_swiatka
18.11.2010 21:25
Pestko, jeden lampion dla Ciebie :) No, Ty przynajmniej pytasz, czy można coś zaoszczędzić, ja zwykle nie, muszę się nauczyć! Postanowienie na adwent. ;) A co do ilości ludzisków tam – rozumiesz mnie, że cieszyłam sie na 6 dni w pociągu, gdzie tylko pustynia Gobi i Syberia ;)? To było takie męczące. Serdeczności! O.
konfli-ktowa
18.11.2010 22:14
Kompletnie nie mam smykałki do targowania się, więc nie wdaję się w żadne negocjacje cen. I w ogóle nie jestem wymagającą klientką. Nie marudzę, nie przebieram w towarze, błyskawicznie podejmuję decyzję. Po prostu widzę czasem coś na wystawie i od razu wiem, że to jest rzecz stworzona dla mnie. Wchodzę i kupuję, o ile oczywiście cena nie przekracza moich możliwości finansowych. I nawet nie chcę, by sprzedawca demonstrował mi inne egzemplarze, bo wtedy już miałabym problem z podjęciem decyzji.
obiezy_swiatka
18.11.2010 22:23
Konfliktowa, takiej klientki to pozazdrościć :) Bez grymaszenia i szybko robi zakupy. Ja to najbardziej nie lubię przymierzać, unikam jak mogę ;) Kolorowych snów! O.
konfli-ktowa
18.11.2010 22:56
Najczęściej nie przymierzam ubrań w sklepie, bo też tego nie lubię. A potem zagłuszam wyrzuty sumienia, dorabiając sobie następującą ideologię : ta sukienka to na okoliczność schudnięcia/przytycia ;) Oj, tak! Koloru, koloru mi trzeba, bo ostatnio śni mi się jakiś koszmar z czarnym krukiem w roli głównej. Dobrej nocy :)
greta_a
19.11.2010 10:32
Obieżyświatko, polecam wyjazd na Bliski Wschód, ja w trakcie tej podróży stałam się mistrzynią handlowania. Czasem udawało mi się kupować za 30-40 % pierwotnej ceny! I nawet załapałam się na nagrodę – gdy pomagałam koleżance w zakupie dwóch naszyjników a że targowałam się zajadle dostałam po zakończonej transakcji w prezencie bransoletkę. Sprzedawca podarował mi ją w uznaniu za umiejętności „handlowe” :) Ale trzeba przyznać, że tam targowanie się jest przyjemnością, siadasz w sklepiku, dostajesz herbatę, czasem słodycze, oglądasz, rozmawiasz, wybierasz, zbijasz cenę. Trzeba tylko polubić ten proces i mieć maaaaaaasę wolnego czasu, bo zakupy potrafią trwać pół dnia :DDD
obiezy_swiatka
19.11.2010 15:24
Konfliktowa, o widzisz, to możemy sobie ręce podać z tym przymierzaniem ;) Co do kolorów, to ja dzisiaj sen kolorowy miałam, rzadko mi się śnią barwy, ale jak już mi się śnią, to sny pamiętam bardzo długo. Dzisiaj wieszałam czerwone ;) pranie. Wszystko czerwone – jak u Chmielewskiej. Ale to pewnie dlatego, że wiedziałam, że muszę jeszcze przed pracą wywiesić pranie w suszarni, a prałam same czerwone rzeczy. I mnie tak to pewnie męczyło, żebym nie zapomniała ;) A ten czarny kruk to niech od Ciebie zmyka! Pozdrawiam kolorowo :) O.
obiezy_swiatka
19.11.2010 15:31
Gretą, mistrzyni w handlowaniu :), ale masz smykałkę! Czasem się przydaje :) Ja się niestety nie nadaję, mnie to w sumie męczy takie licytowanie się. Zasadniczno nie przepadam za zakupami, więc jak już coś kupuję, to chcę to zrobić szybko i bezboleśnie. Tak sobie czasami myślę, że te ceny na wschodzie wcale wygórowane nie są (oczywiście, chodzi mi o normalne rzeczy, a nie klejonty itp.), są mniejsze od zachodnich, więc szkoda mi jeszcze tę cenę zbijać. W innym miejscu musiałabym i tak więcej zapłacić. Wiem, że to należy do kultury, ale ja nie umiem się targować. Ale na Bliski Wschód chcę :) Dobrego piątkowego popołudnia! O.
chiara76
19.11.2010 16:00
ja też nie umiem się targować, co nie było dobre w Turcji czy Tunezji, gdzie to wręcz obraza, jak się z nimi nie potargujesz.
obiezy_swiatka
19.11.2010 16:18
Chiaro, takie umiejętności się przydają, ale co zrobić, jak się nie umie? Obrażać nikogo nie chcę, ale targowanie się nie leży w mojej naturze, a zmuszać się do niczego nie chcę. Serdecznie pozdrawiam! :) O.
kocurkowata
20.11.2010 18:06
A ja mam pewne predyspozycjie tzw przekupy;))) za wyjątkiem polskich budowlańców, bo z nimi nic ugrać nigdy nie mogę;( Na egzotycznych targach mogłabym spędzać całe nie:) Całuski Podróżniczko i Felietonistko:))) K.
obiezy_swiatka
21.11.2010 20:39
Kocurkowata, no to świetnie! :) Na pewno dajesz sobie jednak radę z polskimi budowlańcami ;) Buziaki! O.
Pingback: O katedrach w Pekinie | Zapiski Obieżyświatki