Każdy, kto wędruje przez Szkocję, wcześniej czy później spotka się z tą nazwą. Munro to określenie na góry szkockie, które mają więcej niż 3000 stóp wysokości (ponad 914 m). W całej Szkocji jest ich aktualnie 282.
Nazwa ta pochodzi od nazwiska wielbiciela gór i wspinaczek – Sir Hugha Thomasa Munro (1856-1919), który nie tylko sporządził listę owych szczytów, ale również wszedł na prawie wszystkie z nich (dwóch z nich zdobyć nie zdążył). Co ciekawe, Sir Munro odkrył swoją miłość do gór nie w rodzinnej Szkocji, ale w Niemczech, dokąd przyjechał, aby nauczyć się języka. Mieszkał w Stuttgarcie, stolicy Badenii-Wirtembergii, i tam miał piękne góry Schwarzwaldu na wyciągnięcie ręki. Po powrocie do Szkocji zaczął wspinać się na „swojskie” szczyty, czego efektem jest właśnie owa lista.
Dzisiaj popularny jest tzw. Munro-Bagging, czyli wspinanie się na góry figurujące na liście. Jest wiele osób, którym udało się wejść na wszystkie – to tzw. munroiści.
Sir Hugh Thomas Munro był bardzo barwną postacią. Wiele podróżował, angażował się w różnego rodzaju akcje, a jednak świat zna go przede wszystkim jako wspinacza.
Mój pierwszy Munro, który zdobyłam, to Ben Nevis (1344 m n.p.m.) – najwyższy szczyt Szkocji i Wielkiej Brytanii. W tym roku weszłam na kolejny – Stob Coire Raineach – o skromnej wysokości 925 m n.p.m.
To była bardzo przyjemna wędrówka, krótka wprawdzie (niecałe 4 godziny), ale bardzo przyjemna. Nocowaliśmy podobnie jak ubiegłym razem w pięknej dolinie Glen Coe (o której pisałam już tu). Mieliśmy nadzieję, że cały kolejny dzień będziemy mogli wędrować przez Highlands. Następnego ranka jednak pogoda nie była zbyt dobra. Szaro i buro, ale sucho. Wybraliśmy się więc na szlak prowadzący do innej doliny, do Glen Etive z zamiarem jednak wejścia na jeden ze szczytów masywu Buachaille Etive Beag.
Szlak prowadził najpierw łagodnie w górę ścieżką, potem stromo po kamieniach. Ale im wyżej się szło, tym piękniejsze były widoki. Szło się dobrze i dość szybko osiągnęliśmy niewielką przełęcz, z której mieliśmy do wyboru dwa szczyty: Stob Coire Raineach i Stob Dubh. Wybraliśmy ten pierwszy. I jak weszliśmy na szczyt, to w ogóle nie chcieliśmy wracać. Sam na sam z zielonymi górami, ostrymi skałami, wijącymi się w dole rzekami…I nawet słońce przestało się burmuszyć. Czego chcieć więcej?
Na mojej liście pozostało już tylko ;) 280 Munros….
przepięknie. taka pustka… widoki po kres wszechrzeczy.
Er, tak, nikogo prawie nie było. I to mi się bardzo podobało. Odpoczęłam od wrzawy, tłumów, dźwięków…….
O.
Ależ bajecznie fajne krajobrazy! Zdobywałbym, o ile takie 'góreczki’ są zdobywalne ;-)
IamI, „zdobywać” to wieeelkie słowo ;) Ale każde góry, nawet te niskie, są piękne ;)
O.
Ale widoki, nie mogę się napatrzeć :)
Darku, też nie mogłam, dlatego w ogóle mi się schodzić nie chciało :)
O.
No popatrz, do tej pory z Munro skojarzenia miałam tylko literackie, teraz juz nie;)
Ikroopko, ;) zbieżność nazwisk ;)
O.
Kto by pomyślał, że wełnianki są wszędzie takie same! ;-)))))
Fusillko, ale jakie piękne! :)
O.
Cudne góry, w sam raz jak zrobione dla mnie!
;-)
Almetyno, no to nie ma na co czekać :)
O.
Zachwycam się! :)
Fotoart, :)
O.