czyli 847 mil do przebycia wzdłuż Wielkiej Brytanii.
Land’s End w Kornwalii i John o’Groats w Szkocji to dwa skrajne punkty wyspy. Jeden na południu (ale nie mylić go z najbardziej na południe wysuniętym skrawkiem wyspy, ten znajduje się niedaleko i nosi nazwę Lizard Point, kiedyś o nim napiszę), a drugi na północy (ale to nie jest najbardziej na północ wysunięty punkt Wielkiej Brytanii – ten stanowi Dunnet Head, o którym już pisałam).
Co łączy te punkty? Język :) – to na pewno, a poza tym turystyka: wyzwanie i trasa. Przemierzanie tej trasy stało się popularne w XIX w. i od tego czasu wykorzystano w tym celu różne środki lokomocji – konie, samochody, rowery, deskorolki… Bito rekordy, konkurowano między sobą, zbierano fundusze na cele charytatywne. Im osobliwiej, tym lepiej. A kto tego dokonał, może zapisać się do Klubu Land’s End-John o’ Groats Association i po udokumentowaniu swojej podróży otrzymać certyfikat potwierdzający owo przedsięwzięcie ;).
I ja pokonałam tę trasę, niezamierzenie i nie bezpośrednią drogą, lecz z wieloma objazdami, no i bez stresu ;) Obie miejscowości są na swój sposób urocze, choć bardzo od siebie różne.
Land’s End jest dość gwarne i tłumne, za to z cudnymi wrzosowiskami, pięknym wybrzeżem i formacjami skalnymi. Fantastyczny region do wędrówek.
Z kolei John o’Groats jest ciche, samotne, nieco melancholijne. Takie, jak lubię. Surowość szkocka przypadła mi zdecydowanie do gustu. I Orkady na wyciągnięcie ręki! (Biegun Północny troszkę dalej ;)).
Poniżej kilka impresji z tych miejsc. Pogoda nie była dla mnie łaskawa, ale cóż poradzić…
Land’s End
John o’Groats
Ochy i Achy to za mało, aby podziwiać to, co było Twoim udziałem!
Wrzosowiska – piękna opowieść o miłości!
Kolorowe domy – radość o poranku w innym końcu świata!
Kamienne mury – tylko brak Szkota z kobzą, albo Irlandczyka podskakującego w ekstazie!
Zawiszczam!
Fusillko, byli i Szkoci, ale nie tam :)
Pozdrawiam!
O.
Piękne! Cudowne zdjecia :) i BARDZO przyjemny tekst :)
Sylvia, dziękuję :)
Macham!
O.
Aż sobie z ciekawości sprawdziłem kilometraż, znaczy mileage – nie ma dramatu, da się zdążyć w jeden dzień ;-) Miejscówki fajne, każda w inny sposób – zwiedzałbym!
IamI, da się, da się, tylko po co? ;) Tyle by się po drodze straciło :)
Pozdrawiam!
O.
Ciekawa fotorelacja :)
Fotoart, dziękuję :)
Miłego wieczoru!
O.
Podzielam z Tobą zachwyt nad kamiennymi murkami :) Liczę, że kiedyś uda mi się przejechać tę wyspę w podobny sposób, wrzosowiska mają niepowtarzalny klimat. Pozdrawiam cieplutko :)
Gwiezdna, prawda? Ten murek jest wspaniały ;)
Serdeczności,
O.
Ach, te wrzosowiska!
Jak zwykle pięknie i ciekawie u Ciebie.
Serdecznie pozdrawiam :-)
Manitou, tak, tak, można się zapomnieć ;)
Miło Cię widzieć!
Pozdrawiam ciepło!
O.
Język to o wiele, wiele więcej.
5000lib, nic przeciwnego nie twierdziłam.
Pozdrawiam,
O.
Co za podróż! Ile ci zajęło bezstresowe pokonanie tej trasy i czy zapisałaś się do Klubu :-) ? Na deskorolce to musi być dopiero wyzwanie! Pozdrawiam.
Agnieszko, :) Kilka tygodni, a i to mało. Ale w Klubie jestem, a jakże :)
Tak, deskorolka i inne osobliwe pojazdy to świetny sposób na pokonanie tej trasy. Byle tylko nieśpiesznie, żeby nie stracić tego, co po drodze.
Dobrego wieczoru!
O.
„first and last house”, „first aid”, a którędy do „last aid”?
Er, tej nie potrzebowałam ;)
O.
Kolejny przykład jak z niczego zrobić coś.
Może by tak i u nas taką drogę wyznaczyć…?
Np. z północy na południe: z Rozewia do południowo- wschodniego krańca. A może lepiej nie. Od razu głowę podnieśliby mieszkańcy okolic Świnoujścia…
I jak to zwykle, więcej kłótni byłoby niż to warte.
Lepiej niech zostanie po staremu, czyli po kociemu: każdy własną drogą podąża.
Fajna wycieczka…ja byłam na razie na południu…jeszcze północ :)