Ernest Hemingway miał tu swój dom, w którym pisał świetne teksty i hodował koty wielopalczaste*. Harry S. Truman i kilku innych prezydentów USA spędzało często czas w Winter White House – tutejszej letniej prezydenckiej rezydencji. W Key West znajduje się również zerowa mila Highwayu nr 1. Jednocześnie miasteczko to jest najbardziej na południe wysuniętym zakątkiem USA.
Po ulicach przechadzają się dzikie legwany, a koguty i kury spacerują ramię w ramię (albo może lepiej noga w nogę) z turystami. Z tego pięknego archipelagu wysp Florida Keys, połączonych z lądem USA wieloma mostami i mostkami, bliżej jest do Hawany – stolicy Kuby niż do znajdującego się w tym samym stanie Miami.
The Conch Republic
A tak poza tym, to z Key West związana jest interesująca historia. Tu bowiem ma swoją siedzibą The Conch Republic, czyli Republika Muszli, proklamowana 23 IV 1982 r., która sprzeciwiając się polityce Stanów Zjednoczonych wypowiedziała im wojnę! Była to wprawdzie najkrótsza, bo trwająca niespełna minutę, wojna w dziejach archipelagu i USA, ale i tak się liczy, przynajmniej dla obywateli Republiki. Do tej pory zresztą wydawane są „paszporty” Conch Republic, turyści mogą kupić różne gadżety nawiązujące tematycznie do tego wydarzenia, a w kilku europejskich krajach, jak np. w Niemczech, znajdują się „konsulaty” Republiki Muszli.
A o co poszło?
O **kontrole graniczne, które rząd USA wprowadził na Highwayu nr 1 stanowiącym jedyne połączenie drogowe między wyspami a lądem. Kontrole te były środkiem mającym na celu m.in. uniemożliwienie nielegalnym emigrantom dotarcie na kontynent. Efektem tego były ogromne korki i stagnacja archipelagu, którego głównym środkiem dochodu była i jest turystyka. Sprawę miejscowi chcieli załatwić polubownie, ale nie przyniosło to rezultatów. Ale czy kilka tysięcy mieszkańców małych koralowych wysp, położonych gdzieś na oceanie, może się mierzyć z potęgą amerykańskiego państwa? Mieszkańcy Key West na czele ze swoim burmistrzem zdecydowali jednak, że jeżeli ich traktuje się jak obcych, to i oni będą pozostałą część USA też tak traktować. Akcja ta była owocna i przyniosła Key West wielką popularność. Po jakimś czasie kontroli zaprzestano, ale do dzisiaj idea Republiki Muszli przetrwała. I moim zdaniem, przetrwała przede wszystkim jako stan ducha, jako mentalność.
Kiedy przybyłam na archipelag, miałam za sobą już spory kawałek Stanów. Żeby się tutaj dostać, musiałam przejechać wzdłuż Florydę, a to stan, który mi najmniej przypadł do gustu. Przede wszystkim dobijała mnie pogoda. Wilgoć i gorąco – takie połączenie to nie dla mnie. O ile bez problemu znosiłam ogromne, ale suche upały w Utah, Nevadzie czy Arizonie, o ile świetnie się czułam na pustyni w Dolinie Śmierci – Death Valley czy na śnieżnobiałych wydmach White Sands National Monument, tak Floryda dała mi w kość. I to porządnie. Poza tym nie podobał mi się krajobraz, i ten naturalny, i miejski. Po archipelagu oczekiwałam czegoś innego. Przez pierwszych kilkadziesiąt kilometrów jednak żadnej zmiany nie zauważyłam. Pierwsze kroki skierowaliśmy do informacji turystycznej. Wszyscy byli bardzo mili, ale okolica jeszcze nie za bardzo mi się spodobała.
Ruszyliśmy dalej i po jakimś czasie zatrzymaliśmy się na parkingu, aby na piechotę zrobić rozeznanie jednej z wysp. Upał i wilgoć były niesamowite, ale wiał wiatr od morza, więc były momenty, że mogłam głębiej oddychać.
Przeszliśmy chodnikiem wzdłuż zatoki, doszliśmy na jeden z mostów i nagle …. znaleźliśmy się w innym świecie.
Kolorowe różnej wielkości legwany wylegiwały się w słońcu na drodze, różnokolorowe ważki tańczyły wokół pachnących kwiatów, ptactwa było bez liku…
Key West
To tutaj, krótko przed Long Key, odkryłam te wyspy dla siebie. I jak dotarłam do Key West, czułam, że mi się spodoba od pierwszego wejrzenia. Mimo, że cały czas było wilgotno i gorąco. I rzeczywiście!
Nie zawiodłam się. Był więc najbardziej na południe wysunięty punkt USA (a tutaj jest wpis o najbardziej na wschód wysuniętym punkcie USA – West Quoddy Head Lighthouse, Maine); były piękne zachody słońca; wielkie drzewa kapokowe, czyli puchowce pięciopręcikowe (spotkane już przeze mnie w Ameryce Południowej), których ogromne korzenie szarpowe są niesamowite i zadziwiają mnie za każdym razem; zobaczyłam w końcu Płomień Afryki (Wianowłostka królewska), który z daleka już wyróżnia się swoją czerwienią… No i znalazłam przytulne miasteczko i zabudowania oraz sympatycznych wyspiarzy…. Key West ma w sobie to coś, co trudno opisać. I ja tego doświadczyłam. Ale mówię Wam: to miejsce nie ma nic wspólnego z Florydą, mimo, że administracyjnie jest do niej zaliczane. Key West to świat sam w sobie. I nie da się go z niczym innym porównać.
*Potomków kocich ulubieńców pisarza można zresztą do dzisiaj spotkać w jego muzeum. Jest ich około 50! :)
**Nie mogę pozbyć się uczucia, że obecnie historia się niejako powtarza. Tym razem jednak nie tyle chodzi o kontrolę, co o mur, i to na całej długości granicy USA. Argumenty republikańskie są te same…
Szczerze rozbawiła mnie historia jednominutowej wojny. Bardzo kolorowe zdjęcia, chętnie bym się tam wybrała. Nie straszny mi wilgotny i gorący klimat
Asiu, ja gorąco tak, ale suche :)
O.
Zauroczyłaś mnie tym postem i zdjęciami do tego stopnia, że chciałabym tam pojechać i zobaczyć na żywo te legwany, ważki itd..
Zdjęcia sprawiają, że mam ochotę pakować walizki, no ale cóż.. egzaminy same się nie napiszą.
Pozdrawiam ;)
Julo, miło mi bardzo. Mam nadzieję, że egzaminy poszły dobrze i teraz możesz pakować walizki :)
O.
chyba też by mi się podobało – z tego, co widzę na tych pięknych zdjęciach. ciepło mi nie przeszkadza, a jaszczury wyglądają fajnie. podobno na Florydzie jest codziennie burza – ? znajomi mówili ;-) jest zresztą niesamowite opowiadanie Singera opisujące to miejsce i burzę… a Keys oglądałem niedawno w serialu psychologiczno-thrillerowo-kryminalnym utrzymanym w tym anturażu…
Er, cieszy mnie, że Ci się zdjęcia podobają, mnie też – powiem nieskromnie, ale jak sobie przypomnę, w jakich warunkach atmosferycznych je robiłam, to nie, nie, dziękuję :)
Codziennej burzy nie przeżyłam, ale tak co dwa dni faktycznie było coś.
Tego serialu to chyba nie znam? Zdradzisz tytuł?
O.
„Bloodline”. nawet da się oglądać – jeśli ma się czas i lubi takie niewyszukane rozrywki ;-)
Do trzech razy sztuka. Próba mikrofonu, może w końcu uda się wysłać ten komentarz.
No i proszę, ten poszedł. Może po prostu powinnam pisać tylko niemerytorycznie? A tak się zachwycałam pięknymi widokami – zwłaszcza tymi drzewami… ;) Pozdrawiam!
Ken.G, :) udało się! :)
Super!
A tak serio, to chyba chodzi o czas pisania komentarza, po jakimś czasie system strajkuje…
Pozdrawiam i cieszę się, że jednak się udało :)
O.
Key West a także cała Floryda są bardzo urokliwe, ja miałam okazję spotkać pancernika w jednym z domowych ogrodów :) Ekstra zdjęcia przypomniały mi klimat tego miejsce :)
BrB, ja nie uważam, że Floryda jest urokliwa. Są Stany o wiele przyjemniejsze. Ale to subiektywnie.
Co do pancerników, to te spotykaliśmy często w Ameryce Południowej.
O.
haha :D
aż mam ochotę wskoczyć w pierwszy samolot i odwiedzić to miejsce! Cudowne zdjęcia :)
pozdrawiam!
Czynniki pierwsze, dziękuję! I życzę, żeby się marzenia spełniły!
O.
Zauroczyły mnie róznokolorowe wózki z pamiątkami! :-))))
Fusillko, i mnie się one spodobały. Takie inne są :)
O.
Piękne zdjęcia, najbardziej podobają mi się zwierzątka i rośliny :)
Fotoart, dziękuję :)
O.
Fajnie jest tak obcować z naturą i mieć walkę na wzrok z takim legwanem :) chciałabym by takie jednominutowe wojny były wszędzie :)
Piękne zdjęcia :)
Jolu, oby jak najmniej jakichkolwiek wojen!
A legwany – bardzo ciekawe spotkanie. Oko w oko z jaszczurem ;)
Dziękuję!
O.
Zazdroszczę! Jeżdżę śladami Hemingwaya od dawna, dotknęłam pare jego miejsc, ale do Key West jeszcze nie trafiłam! Ciagle czeka na mnie
Dee, kiedyś Ci się uda. Muzeum jest, można zwiedzać i dreptać po śladach. Sam archipelag jest bardzo ciekawy. Tylko ta pogoda, nie dla mnie po prostu.
O.
Mam ochotę od razu wsiąść w samolot i zobaczyć ten kawałek świata na własne oczy. Nie jestem fanką USA, ale wiem, że tam mi się spodoba. Piękne zdjęcia!!!
Ula, krajobrazy w USA zapierają dech w piersiach. Dla nich warto!
O.
PS. Dziękuję!
Pingback: Park Narodowy Shenandoah jesienią - Zapiski Obieżyświatki
Pingback: West Quoddy Head Lighthouse - najbardziej na wschód wysunięty punkt USA - Zapiski Obieżyświatki