Whitehorse, Kanada

Whitehorse i kojoty, czyli w drodze na Alaska Highway

Dzisiaj opowiem Wam krótko o jedynym mieście na Terytorium YukonuWhitehorse, które znajduje się przy Alaska Highway, i nocnym spotkaniu z kojotami. I o przypadkowym noclegu w hotelu, w którym nocowali William i Kate – ale to na marginesie ;)

Welcome to Whitehorse, Canada

Whitehorse

Whitehorse nie ma niczego wspólnego z białymi końmi, przynajmniej nie w sposób dosłowny. Raczej metaforycznie. Bo chodzi tutaj o wygląd spienionych fal na bystrzu rzeki Yukon, nad którą leży to miasto, a które przypominają bujne grzywy końskie….
To skojarzenie pozostało jedynie w nazwie miejscowości, bo w rzeczywistości w wyniku uprzemysłowienia progi te zniknęły.

Welcome to Whitehorse, Canada - szyld przy wjeździe do miasta

Promenada nad Yukonem, Whitehorse, Kanada

Yukon w mieście Whitehorse, Kanada

 

Nad Yukonem w kanadyjskim Whitehorse

Whitehorse jest stolicą Terytorium Yukonu i jego jedynym miastem. Na jego rozwój wpłynęła gorączka złota. Dzisiaj miasto liczy 25000 mieszkańców. Whitehorse leży na terenie, który zamieszkiwany jest od dawna przez Indian – rdzennych mieszkańców Yukonu – Kwanlin Dün First Nation.
Tutaj też znajduje się dworzec i siedziba White Pass and Yukon Railway, spółki kolejowej, która utrzymywała połączenie kolejowe między Whitehorse w Kanadzie i Skagway na Alasce (o Skagway przygotuję osobny wpis). Dzisiaj jest to przede wszystkim atrakcja turystyczna i z tego, co wiem, nie na całej linii.

Ulice Whitehorse, Kanada

Typowe północnoamerykańskie miasto - Whitehorse, Kanada

 

Jadąc przez Whitehorse, Kanada

Myśmy zatrzymali się tutaj dwukrotnie, aby przenocować w drodze do i z Dawson City. Mimo że była już jesień i w trasie ciągle trafialiśmy na szyld Closed for the season, w Whitehorse sezon turystyczny jeszcze trwał. Noclegi wyszukiwaliśmy spontanicznie, nie mając żadnych kłopotów, tym razem jednak było dość tłoczno ;) W upatrzonym przez nas hotelu nie było już miejsc, ale bardzo miła managerka obdzwoniła pozostałe hotele i znalazła nam nocleg gdzie indziej.
Ponieważ do Dawson City zostało nam tylko nieco ponad 500 kilometrów, mogliśmy przewidzieć, ile czasu zajmie nam podróż tam i pobyt na północy, a że nie chcieliśmy ponownie stresować się szukając noclegu w Whitehorse, zabukowaliśmy też od razu nocleg na drogę powrotną. Okazało się, że będziemy spać w hotelu, w którym trzy lata wcześniej nocowali Kate i William w czasie swojej podróży po Kanadzie. Ale o tym dowiedzieliśmy się, jak już nocleg mieliśmy w kieszeni.
Hotel był trzygwiazdkowy, bardzo sympatyczny i miał dużo pralek, co mnie interesowało najbardziej, bo to był najwyższy czas, aby uprać nasze ubrania. Zresztą o noclegach w Kanadzie i USA napiszę osobną notkę, bo czasami to była ostra jazda bez trzymanki ;)

W Whitehorse, Kanada

Nasz hotel w Whitehorse, Kanada

 

Ale wracając do Whitehorse: co można o nim powiedzieć? Że jest piękne położone nad Yukonem, że nie jest głośne, że wygląda typowo jak każde północnoamerykańskie miasto, że jest tutaj mój ulubiony Tim Hortons z przepyszną herbatą dyniową i timbitsami, że można pięknie wędrować nad rzeką – co też od razu zrobiliśmy. Że tutaj znajduje się legendarny SS Klondike – statek kołowy, który kursował rzeką Yukon między Whitehorse i Dawson City do początku lat pięćdziesiątych XX w., a teraz jest udostępniony do zwiedzania. I że nocą miasto należy do kojotów….

Murale w Whitehorse

 

Białe konie - mural w Whitehorse, Kanada

 

SS Klondike

 

Whitehorse, SS Klondike, Kanada

 

Statek SS Klondike, Whitehorse, Kanada

Zabytkowy SS Klondike: Whitehorse - Dawson City

Statek kołowy SS Klondike: Whitehorse - Dawson City

 

W poszukiwaniu zorzy polarnej

A z tymi kojotami to było tak: Do Whitehorse przybyliśmy wczesnym popołudniem. Wcześniej niż zwykle ulokowaliśmy się w hotelu, mimo że, jak pisałam wyżej, jakiś czas zajęło nam zorganizowanie tego noclegu. Obejrzeliśmy miasto, powędrowaliśmy nad Yukonem, odwiedziliśmy niemiecką piekarnię, zrobiliśmy zakupy spożywczo-drogeryjne, zjedliśmy obiadokolację u Tima Hortonsa – w sumie bardzo dużo rzeczy udało nam się zrobić. Przy okazji zajrzeliśmy do centrum informacji turystycznej i tam dowiedzieliśmy się, że dzisiaj w nocy jest dość wysokie jak na tę porę roku prawdopodobieństwo, żeby zobaczyć zorze polarne. A że nigdy jeszcze tego pięknego zjawiska na żywo nie widzieliśmy, to postanowiliśmy udać się nocą poza miasto. Poszliśmy spać koło 22.00, nastawiając budziki na 1.00 w nocy. Niestety, zasnąć nie mogliśmy, ja jeszcze dostałam okropnego kataru i w ogóle miałam trudności z leżeniem, bolała mnie też głowa. Jak w końcu zasnęłam, to musiałam już wstawać, bo budzik zadzwonił. Wstaliśmy więc, ubraliśmy się, wzięliśmy aparaty i zeszliśmy do lobby. Wyszliśmy z hotelu na parking. Przed drzwiami jeden z gości palił papierosa. Miasto spało. Żadnego auta, migające światła drogowe, skąpo oświetlony parking. Zanim poszliśmy do samochodu, odeszliśmy tak na parę metrów od głównego wejścia hotelu, ale jeszcze w obrębie parkingu, aby się rozglądnąć, czy coś w ogóle widać.

Szczęśliwi czasu nie liczą ;), Whitehorse, Kanada

Oko w oko z kojotami

Patrzyliśmy w niebo, kiedy nagle, tak z metr od nas, usłyszeliśmy szelest. Mój mąż spojrzał przed siebie i mówi do mnie: o patrz, jakiś pies się przyplątał… Ja w tym samym momencie spojrzałam, zrealizowałam i bardzo spokojnie odpowiedziałam: to nie pies, to kojot po czym odwróciłam się w kierunku lobby hotelowego i stanęłam oko w oko z kolejnym kojotem, który się bardzo uważnie we mnie wpatrywał. Byliśmy otoczeni. Na zastanawianie się nie było czasu. To wszystko trwało może kilka sekund, ale wiem, że przez głowę przeszła mi wtedy myśl, że w ogóle nie wzięłam tego pod uwagę, wychodząc nocą z hotelu, że absolutnie nie pomyślałam, że coś takiego może się zdarzyć tu, w mieście, i pamiętam, że się dziwiłam, że jestem tylko 10 metrów od hotelu… i kiedy takie myśli galopowały mi przez głowę, w jakimś amoku, bardzo zdecydowanie i z wielkim aparatem w ręku ruszyłam prosto na tego kojota, rzuciwszy w stronę męża słowo „hotel”. Ja naprawdę nie chciałam niczego od tego groźnie wyglądającego czworonoga, tyle że za nim znajdowało się oświetlone lobby hotelowe, które wydało mi się wtedy jedynym ratunkiem dla nas. „Mój kojot”, bo co robił „kojot mojego męża” nie miałam pojęcia, tak więc „mój kojot” stał jeszcze przez ułamek sekundy, by po chwili cofnąć się i uciec w stronę drogi. Mam ten obraz do dzisiaj pod powiekami: biegnący kojot z grubą kitą. Mój mąż był tuż za mną. Gdzie się podział kompan „mojego kojota” – nie wiem. Ja się odwróciłam do niego plecami, mój mąż także. Cali i zdrowi doszliśmy do drzwi hotelu. Ale adrenalina mi skoczyła. Spać mi się całkowicie odechciało. Postaliśmy trochę w lobby i ponownie wyszliśmy przed hotel, kierując się od razu do auta, które stało trzy metry od nas ;) Wyjechaliśmy za miasto. Ostatecznie żadnej zorzy polarnej nie widzieliśmy, ale za to piękne gwiaździste niebo…
Cała historia dobrze się skończyła. Kojotów podczas podróży widzieliśmy jeszcze kilka, ale z bezpiecznej odległości. Zresztą niedźwiedzi też ;) I tego się trzymajmy ;)

Kojot :)

6 comments on “Whitehorse i kojoty, czyli w drodze na Alaska Highway

  1. Podróżniczka

    Ciekawie jest poznawać dalekie strony świata. Nie zazdroszczę spotkania z kojotem. Pozdrawiam :)

    • Obiezyswiatka

      Podróżniczko, takich bliskich spotkań to ja też wolę unikać :)
      Pozdrawiam!
      O.

  2. Ciekawy wpis! Piękne miejsce i równie piękne zdjęcia. Gratuluję niezapomnianych przygód, bo jest teraz co wspominać:)))

    • Obiezyswiatka

      Urszulo, dziękuję, cieszę się, że Ci się podobają zdjęcia :)
      Pozdrawiam!
      O.

  3. dzieki za fotki z Whitehorse – juz nie musze tam jechac ;)

    i masz absolutnie racje z tym trzymaniem sie z daleka od kojotow

    • Obiezyswiatka

      Obroni, no to Ty, jedź tam, jedź – tam tak pięknie :)
      A co do kojotów, to lepiej trzymać dystans ;)
      Pozdrawiam!
      O.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *