Sposób na brukselkę

Moja wspomnieniowa spiżarnia jest zawsze pełna. Na niewidzialnych półkach stoją, w sobie tylko znanym porządku, zaklęte na wieczność smaki z przeszłości. Słodkie wymieszane z ostrymi, wyraźniejsze z tymi mniej wyraźnymi, pyszne z takimi sobie… Rezerwuar, który nigdy się nie kończy… A każdy z tych smaków ma swoją historię, każdy związany jest z konkretną sytuacją, z konkretnymi osobami… Czasami zdarza mi się, że nagle ni z tego, ni z owego zaleci mnie jakiś zapach, poczuję podobny smak i od razu przenoszę się w przeszłość. Odbywam podróż sentymentalną do krainy dzieciństwa. Oczami wyobraźni widzę daną sytuację, czuję ten smak i zapach. To tylko mgnienie chwili, a jednak…Zwykle z prędkością światła potrafię rozpoznać, co mi podpowiadają zmysły smaku i węchu. Czasami jednak zmysły nie chcę współgrać i zostawiają mnie samą sobie. Wiem, że coś mi one przypominają, ale nie wiem co…I szukam, aż znajdę.
Moja wspomnieniowa spiżarnia zapełniona jest przede wszystkim tymi dobrymi smakami. Jak tak sobie pomyślę, to smakowo miałam fantastyczne dzieciństwo. Nikt nie dawał mi np. szpinaku. Mało tego, pierwszy raz szpinak zjadłam jak miałam lat 20…Z własnej i nieprzymuszonej woli. W moim domu szpinaku się po prostu nie przygotowywało. Nigdy nie dawano mi też tranu. Uwierzycie?: do dzisiaj nie wiem, jak smakuje. Jadłam w sumie to, co lubiłam. Wybredna nie byłam. Moją ulubioną potrawą był makaron z masłem i biały ser posypany solą ;)
Za to nie lubiłam kożucha na mleku, zimnego kisielu i budyniu, zupy owocowej, kakao, kogla-mogla i właśnie brukselki. Z tą ostatnią właściwie kłopotu nie było, bo zwykle pojawiała się tylko w zupie, i to pojedynczo. Prawdopodobieństwo, że wyląduje na moim talerzu było niewielkie. Jeśli jednak do tego doszło, to ją po prostu ignorowałam. I tak sobie żyłam bez niej, a ona beze mnie. Do czasu. Bowiem w domu rodzinnym Pana W. brukselkę, która tu nosi piękna nazwę Rosenkohl (różana kapusta ;)), je się jako przystawkę do drugiego dania. Ugotowaną i polaną sosem. Hm… Tak więc od czasu do czasu Pan W. czuje nostalgię smakową za takową brukselką. Nie ma problemu, tak długo jak ja jej jeść nie muszę. Gotuję więc ją czasami dla Pana W., a ja zjadam sobie inne rzeczy. Wszyscy są zadowoleni.
Jakiś czas temu czytałam jak zwykle magazyn z czasopisma Zeit. W każdym numerze magazynu, na końcu, znajduje się jeden przepis, zazwyczaj wykwintny. Tym razem chodziło o brukselkę i był to przepis Nigelli (znacie Nigellę, prawda? Jest wspaniała). Przeczytałam go, zainteresował mnie, więc obiecałam sobie, że muszę go wypróbować. Miesiące mijały, a ja sobie o tym zapomniałam, Pan W. nie wspominał o brukselce, więc widocznie mu jej nie brakowało. Aż tu kilkanaście dni temu zobaczyłam na zakupach ładną brukselkę i ku zaskoczeniu własnemu i Pana W. zakupiłam cały kilogram!
Przepis ten jest dobrą alternatywą dla tych, co nie znoszą zapachu gotowanej brukselki (ja go toleruję, ale krótko), bo się jej nie gotuje, a piecze. Dla mnie przepis służył tylko jako baza. Nie podam Wam też dokładnych proporcji. Ale te nie grają tu wielkiej roli. Inna sprawa, że zwykle wszystko robię na oko ;).

Co nam będzie potrzebne?

Świeża brukselka w ilości dowolnej
Olej (ja użyłam oleju z pestek winogron z małą papryczką chili w środku, o bardzo intensywnym, ostrym smaku)
Starty twardy ser (pomieszałam dwa: parmezan i grano padano)

 
Brukselkę dobrze wymyłam, oderwałam zewnętrzne liście, przekroiłam na pół. Wrzuciłam ostrożnie do wielkiej miski, o szerokim dnie i skropiłam dość obficie olejem. Wyłożyłam blachę papierem do pieczenia i ułożyłam w rządkach połówki brukselki skropionej olejem. Wstawiłam do nagrzanego do 200 C piekarnika i piekłam ok. 25 minut. Upieczoną złocistą brukselkę wyciągnęłam z piekarnika i wrzuciłam do dużej miski, posypałam startym serem, przykryłam miskę pokrywką i podrzuciłam kilka razy w górę jej zawartość, aby ser się równomiernie rozłożył po wszystkich cząstkach brukselki. Podałam od razu do drugiego dania.
W wersji Nigelli jest oliwa z oliwek, rozmaryn, skórka i sok z cytryny oraz ser Pecorino. Ja zamieniłam oliwkę na olej o wyraźnym smaku, zrezygnowałam z rozmarynu i cytryny, a w domu miałam resztki parmezanu i grano padana ;)
Jak widzicie, wszystkie chwyty dozwolone i można brukselkę przyrządzić według własnego gustu (u mnie np. dużo, dużo sera ;)).
I wiecie co? Na pewno powtórzę tę przystawkę. Mnie, nielubiącej w klasycznej formie brukselki, posmakowało :)

Pieczona brukselka

 

 

 

 

A jak u Was? Macie swoje ulubione lub znienawidzone do dzisiaj smaki z dzieciństwa?

38 comments on “Sposób na brukselkę

  1. Nie znam Nigelli :) W dzieciństwie byłam strasznym niejadkiem (z tego powodu wylądowałam w szpitalu na miesiąc przed I komunią). Nie jadłam niczego, co wyglądało brzydko czy smakowało nieciekawie – w tym m.in. jajecznicy, którą dziś się zażeram. Szpinak odkryłam dopiero w dorosłości, ale bardzo mi podszedł. Oczywiście, odpowiednio przygotowany, na razie wychodzi mi nieco mdły. Kożucha na mleku też nie cierpię, ale samo mleko i insze przetwory mleczne lubię. Ogółem można stwierdzić, że dziś co rusz odkrywam nowe smaki i nadrabiam grymaszenie z czasów smarkatości :)

    Pozdrawiam serdecznie!

    • Obiezyswiatka

      Ken, :) przepisy Nigelli i ją samą bardzo lubię. Ale nie ma obowiązku jej znania ;)
      Pierwszy raz szpinak jadłam na surowo w sałatce i mi wtedy bardzo podszedł. Potem smażyłam z czosnkiem i z orzechami, też dobry. A ostatnio, jak byłam w PL, przyjaciółka nakarmiła mnie pierogami ze szpinakiem i były pyszne. Sama jednak nie przyrządzam często.
      Fajnie, że nadrabiasz zaległości :) Smakowanie to jak wyprawa w nieznane, z przygodami :)
      Dobrej niedzieli!
      O.

  2. W moim domu jedyną osobą, która nie dość, że jadła szpinak, to jeszcze mogła to robić codziennie (zdarzało się), byłam ja;)
    uwielbiam go do dziś, dosłownie, mam w lodówce, ale najchętniej na omlecie;)
    Kożuchów na mleku nie toleruję, do wyrzygania, wybacz dosłowność, ale już kogel mogel mogłam na okrągło.
    Przepis na brukselkę wydaje mi sie interesujący – a jadłaś kalafiora nie gotowanego, a przysmażanego na patelni?Pychota!

    • Obiezyswiatka

      Ikroopko, u mnie się go w ogóle nie jadło, stąd moje późne doświadczenie ze szpinakiem ;)
      Co do kalafiora przysmażanego na patelni to jadłam i sama przygotowuję tak, że najpierw go gotuję, a potem smażę, o takiego Ci chodziło? Czy o surowego na patelni?
      O.

      • Kalafiora, surowego, dzielę na jak najmniejsze różyczki, skrapiam sosem sojowym i podsmażam na patelni, najchętniej na niedużej ilości oleju z winogron.
        Ten przepis przywiozło moje dziecko skądś kiedyś, wypróbuj:)
        Nie obgotowuję;
        miałam znajomą, która jadła kalafiory na surowo:)
        Przypomniało mi sie, że swego czasu w Niemczech jadłam szpinak z cebulą i do dziś pamiętam to jako obrzydlistwo:(
        Dodaję tylko i wyłącznie czosnek plus jogurt, ale dawniej, kiedy jeszcze nie liczyłam kalorii, 'podbijałam’ go śmietaną z odrobiną mąki..
        Ale cebula?
        'żame’;)

        • Obiezyswiatka

          O, to spróbuję. Surowego jeszcze nie smażyłam (ale podgryzam od czasu do czasu ;)). Musi być dobry. To mam jak znalazł nowy dodatek w tygodniu do obiadu – dziękuję za inspirację :)
          Co do szpinaku, to z cebulą nie jadłam…
          O.

  3. Też nie lubię kożuchów na mleku, i w ogóle gotowanego mleka, fuj. W domu rodzinnym nigdy nie jadło się dyni, dopiero teraz odkrywam jaka jest smaczna. A przepis na brukselkę muszę wypróbować, chociaż jakoś za nią szczególnie nie przepadamy ;)

    • Obiezyswiatka

      Ganiu, ja wypróbowałam i się przekonałam, ale nie wiem, czy każdemu podejdzie. U mnie to wynik przypadku.
      A z dyni to ja nic nie robiłam. Jakoś nie mogę się przekonać. Pamiętam, że mój dziadzio jak jeszcze mała była, robił coś z dyni na mleku. Ale wiem, że mi to nie smakowało wtedy. Teraz może tak, ale nikt w rodzinie nie wie, o co mi chodzi, albo nie zna przepisu.
      Kożuchom na mleku mówię nie :)
      O.

  4. A cukinię robisz?
    Czuję, że bym coś zjadła;)

  5. Zajadam się brukselką bo bardzo lubię :) Ze smaków dzieciństwa, których nie tolerowałam pamiętam mleko, szpinak, kalafiora czy dynię właśnie.

  6. No to ja jestem w mniejszości – uwielbiam wyjadać kożuch z mleka. Mmmm… Pychota!
    Pamiętam, że za młodu żywiliśmy się bardzo „dietetycznie”. W domu najlepiej smakował chleb z masłem posypany… cukrem, a w szkole na długiej przerwie większość leciała do sklepu (nie było wtedy takich szkolnych) po… ćwiartkę chleba i oranżadę, lub lizaki – „Kojaki”.
    Dziś też nie lepiej dzieicaki się odżywiają. Jakby nie patrzeć, to w moim/naszym przypadku również nie było to jakieś bardzo zdrowe odżywianie się. Tyle tylko, że ja to wszystko później spaliłem, przebywając do późnego wieczora na osiedlowym stadionie, którego rolę pełnił osiedlowy trzepak. I tu chyba tkwi ten szczegół, który jest teraz pomijany w dywagacjach o żywieniu młodzieży.

    No to ja znikam. Coś tak zgłodniałem… ;)

    • Obiezyswiatka

      Sławku, to faktycznie jesteś w mniejszości ;)
      Chlebem z masłem i cukrem karmiono mnie też w dzieciństwie. Zdrowe to nie było ;)
      Ale tak, masz rację. Dzisiaj dzieci dużo dostają kalorii, a za mało ich spalają.
      Zapomina się o ruchu.
      Dobrej kolacji życzę :)
      O.

  7. dobry pomysł z tym pieczeniem, trzeba wypróbować, dzięki.
    brukselkę gotowaną jako przystawkę do drugiego dania serwowało się bowiem i w moim domu rodzinnym. dało się to zjeść, ale bez rewelacji, bo jednak w warzywach gotowanych czai się jakiś brzydki posmak szaleństwa. zresztą, niedawno było o tym i u mnie w blogu w kontekście kalafiora.

    ale szpinak jak najbardziej! jako dodatek samoistny, i jako nadzienie np. naleśników.
    z serem!
    nie wiem, skąd czarny pi-ar na temat szpinaku wśród dziatwy. pulpa z buraczków też jawi się zacną, choć niektórym kojarzy się niekorzystnie barowo.
    marchewka podpada już pod casus kalafiora – gotowana po prostu traci na powabie. itd.

    co do idiosynkrazji kulinarnych, to odkąd pamiętam, nie tykam się grzybów.
    to znaczy, zbierać (w lesie) mogę, ale nie jadam żadnych i pod żadną postacią. nie lubię, nie rozumiem.
    pani Em. ma tak natomiast z czosnkiem, dlatego czasem choć bardzo się staramy, żeby niczego po sobie poznać, czasem następuje zgrzyt na odcinku życia towarzyskiego ;-)

    • Obiezyswiatka

      Er, przypomniałeś mi o buraczkach! Lubię barszcz czerwony, lubię gotowne buraki w plasterkach, w kostkach – egal. Ale nie jadam startych na ćwikłę, ani na zimno, ani na ciepło. Nie podchodzą mi.

      A to wychodzę z założenia, że jednak Pani Em. trudno czasem w życiu towarzyskim, czosnek to dosyć powszechne warzywo… Pani Em. wyczuje nawet najmniejszą ilość, tak?

      Grzyby lubię, ale jem tylko pieczarki, ewentualnie inne, ale rzadko, bo nie mam teraz wśród znajomych kogoś, kto by zbierał, a do tego dochodzi jeszcze kwestia zaufania, że się ów człek na tym zna. Sama nie zbieram, bo się nie znam, zresztą grzybów w lesie nie zauważam. Rydze, rydze tak jak już się na nich wywrócę, to rozpoznam ;) Pozostają więc pieczarki.

      Pozdrawiam!
      O.

      • ćwikła? ćwikła kojarzy mi się nierozerwalnie z chrzanem. chyba nie miałem więc tego na myśli, tylko to, co w barze mlecznym serwują jako „buraczki zasmażane”. to jest dobre.

        tak, Em. wyczuje nawet najmniejszą ilość. masz rację: niełatwo z tym żyć. ale czy czosnek to warzywo? raczej coś z pogranicza przypraw, alkoholu i siły nieczystej. i chociaż lubię – tak, jak glutaminian sodu ;-) – to się odzwyczaiłem.

        aha – jeszcze coś czego nie pojmuję, to ocet. nawet ten winny, i arystokratycznie balsamico. dla mnie to produkt z rodziny środków czystości. co z tego, że da się przełknąć, jeśli wrażenie jest obcowania z płynem technicznym? :-)
        za to korzuchy z mleka wchłaniałem w dzieciństwie z upodobaniem. teraz, jak przystało na dorosłego, mleka (poza kawą) nie używam, i podejrzewam, że nawet chyba korzuchów nie robią w dzisiejszym mleku z kartonu.

        • Obiezyswiatka

          I buraczków zasmażanych i ćwikły nie lubię. Za to czerwone buraki w innej formie bardzo ;)
          Czosnek to warzywo :), ale wg wierzeń i z magią ma coś wspólnego.
          U mnie ocet rzadko gości w kuchni, jakoś nie używam…
          O.

  8. Uwielbiam smaki dzieciństwa i doskonale rozumiem, to, że zapach może przenieść do wspomnień i tych niezapomnianych wspaniałych chwil. Zawsze tak mi się kojarzyć będzie mleko, ciepłe bez chemicznych ulepszaczy w garnuszku z podrobioną bułką i cukrem i gankiem babci… i latem a raczej wakacjami. Teraz już takiego nie ma.
    Za brukselką nie przepadam, ale przyznam że ciekawie brzmi ten przepis i jako lubiąca eksperymentować chętnie się skuszę :)
    Uściski dla Ciebie O.!

    • Obiezyswiatka

      Mig, bardzo lubię takie powroty do przeszłości. Chociaż tych smaków tak naprawdę nie da się powtórzyć… Pozostają tylko wspomnienia i dążenie do tego idealnego smaku ;)
      Dobrego wieczoru!
      O.

  9. o jak Ty piszesz, to jakbym siebie samą słyszała odnośnie przenoszenia się w przeszłość za pomocą smaku lub zapachu! ostatnio otworzyłam kumin rzymski i COŚ tak kiedyś nim pachniało i nie mogę rozkuminić co ale dojdę do źródeł na pewno :) uwielbiam kapustne, wszystkie bez wyjątku, w domu zawsze wyżeraliśmy sobie z bratem brukselkę z zupy :D tak samo robią moje dzieci :) kupuję więc kilogram i jemy na kolację ugotowaną (wszystkie kapustne, kalafiory, broluły i fasolki szparagowe mają być wg mnie al dente, bo inaczej nie smakują!) polaną masełkiem z przyrumienioną bułeczką i pokropioną maggi- czyli „magią” jak to chłopcy nazywają. Nigellę często stosuję w praktyce, lubię jej nonszalancki sposób przygotowywania potraw na oko, dlatego nie kupuję jej książek, bo jest podana gramatura. wolę obejrzeć program tv i odprawić własne wariacje z jej pomysłem :) ulubionym daniem na niedziele jest kurczak pieczony na porach i papryce z rozmarynem, solą morską i cytrynką w dupce :)
    szpinaku z dzieciństwa nie znosiłam, ojciec robił go w formie zielonej brei z mrożonki :( za to ze świeżego zjem wszystko i co zdumiewające kochają go tez synowie :) samo mleko niezbyt lubię, to wina mojego uczulenia, ale przetwory tak. z dzieciństwa właśnie pamiętam prześladowanie mojej osoby kaszą manna na mleku, płatkami owsianymi na mleku, ryżem na mleku, makaronem na mleku – wszystko było bleee z powodu mleka. dzisiaj jadam tylko na wodzie i bardzo lubię (szczególnie kaszkę mannę na gęsto z dodatkiem soku malinowego)

    oj, musze się powstrzymywać, bo o smakach i potrawach mogłabym godzinami! lubię eksperymentować i często jadam to na co w dzieciństwie nie byłam w stanie patrzeć! (min tatar, owoce morza, ostre przyprawy, dziwaczne połączenia smaków) przyznam, że dopiero w wieku dojrzałym zaczęłam odważnie sięgać po osiągnięcia innych narodów jeśli chodzi o kulinaria :) pozdrawiam zachęcona nową wersją brukselki :)))

    • Obiezyswiatka

      Gwiezdna, tyle różnych smaków na świecie, kuchnie innych narodów są takie ciekawe. Trzeba próbować :). A eksperymenty w kuchni to jest to, chociaż u mnie goszczą często tradycyjne smaki.
      Nigellę bardzo lubię.
      Pozdrawiam,
      O.

  10. Post iście w proustowskim klimacie, piękna podróż w czasie za sprawą smaków i zapachów. Im starsza jestem, tym częściej do mnie takie wspomnienia smakowe i zapachowe przychodzą ;)
    Ja akurat szpinak lubię i tran piję bez obrzydzenia ;) Ale z brukselką też jestem na bakier. Może więc wypróbuję Twój przepis i się do niej przekonam, bo ponoć bardzo zdrowa.
    Nigelle też darzę miłością wielką ;-)
    Pozdrawiam :)

    • Obiezyswiatka

      Manitou, tyle, że za sprawą brukselki, a nie magdalenki, ale nic to :) Widać duch Prousta towarzyszy każdemu z nas ;)
      Nigella to bardzo ciekawa osoba :)
      Dobrej soboty!
      O.

  11. Muszę sprawdzić – jesteś bardzo sugestywna. :)

  12. czytajac Twoja wyliczanke juz mialam sie zgodzic, ale sa wyjatki, lubilam zupy owocowe z makaronem (nigdy nie robilam po wyjezdzie) i wciaz lubie brukselke. Zawsze gotowalam i polewalam bulka tarta, niedawno odkrylam krojona i podsmazana na patelni. Kiedys z braku innych warzyw dodalam do makaronowego dania i okazalo sie, ze slubnemu smakuje wiec czesciej tak robie. Z przykrych wspomnien dziecinstwa mam dwa dania, ktorych do dzisiaj nie jadam: szpinak i flaki. Czasami zmuszam sie do jedzenia surowych lisci szpinaku, ale nie zdarzylo sie to wiecej niz 3 razy, na flaki nikt mnie jednak nie namowi :)

    • Obiezyswiatka

      Artdeco, dla mnie w przedszkolu i szkolnej stołówce zupy owocowe były nie do przejścia. Jakoś mi to połączenie w ogóle nie podchodziło.
      Co do flaków, to nigdy nie jadłam, ale próbować też nie chcę. Wystarczy mi, że widziałam to danie ;)
      O.

  13. No proszę, ile wzruszeń moze dostarczyć niepozorna brukselka;)
    Er przypomniał mi o buraczkach;
    kiedyś uwielbiałam zasmażane, potem całe lata nie jadłam, bo moi panowie nie lubili, a dla siebie samej robić mi sie nie chciało, ostatnio próbowałam odnowić znajomośc i – odrzucił mnie zapach!
    Ale chleb z cukrem, mniam, mniam;)

    Piszę ten komentarz dopiero dzis, bo przez kilka dni miałam dostep tylko przez tablet, a na nim nie da sie komentować!
    ołówki i te inne nie daja się przepchnąć do kółka;(

    • Obiezyswiatka

      Ikroopko, tak, tak, i ile wspomnień :)
      Tak, wiem, nie da się przez tablet. Ale ta ochrona wprowadzona w ubiegłym roku się sprawdziła. Wcześniej codziennie miałam 500 nowych spamowych komentarzy, które wprawdzie nie pojawiały się od razu przy wpisach, bo trafiały do moderacji, ale mnie denerwowały i czas zabierały. Zabezpieczenia z liczeniem czy wyrazami do wpisania nie chciałam, bo sama mam problem w takich wypadkach z odcyfrowaniem, co się na obrazku znajduje ;)
      Szukam jakiejś aktualizacji do tych ołówków, ale znaleźć nie mogę. Chyba sama sobie ją napiszę ;)
      O.

  14. Bardzo pomysłowy wpis i ciekawy przepis na brukselkę :) Poza tym dużo fajnych rzeczy dowiedziałam się czytając komentarze :)
    Brukselkę uważam za zjadliwą, chociaż nie jest jakimś cudem. Moja mama jest technologiem żywienia z wykształcenia. Od dzieciństwa miałam styczność z urozmaiconą dietą, ale tradycyjną. Brukselkę jadłam zawsze gotowaną z wody, polaną masłem i oprószoną bułką tartą. Tak samo jem czasami kalafiora i młodą kapustę. Wolę jednak bardziej placuszki kalafiorowe. Lubię też cukinię, bakłażana i kabaczka. Z warzyw nie podchodzi mi od dawna tylko papryka i surowa cebula. Lubię czosnek, choć dopiero od paru lat (najlepszy jest wyciśnięty na kanapki w połączeniu z keczupem). Lubię szpinakową pulpę ze śmietaną oraz jako dodatek do naleśników, pierogów i spaghetti. Uwielbiam buraczki gotowane i zasmażane. Od dwóch lat jestem zakochana w dyni i w sezonie mogłabym jeść ją na okrągło. http://fotoforum.gazeta.pl/uk/dynia,fotoart-1.html
    Lubię eksperymentować i wykorzystuję przepisy według swojego uznania.
    Od dziecka nie lubię jajecznicy, nie cierpię kożucha na mleku i na budyniu oraz tłuszczu na mięsie i w kiełbasie oraz gotowanych skórek i skór, np. na kurczaku i golonce.

    • Obiezyswiatka

      Fotoart, :) Przypomniałaś mi paprykę. Ja z nią średnio na jeża, używam wprawdzie dużo, ale nie surową. Czosnek lubię, takie prażony w piekarniku posypany solą albo serem ;) Z ketchupem nie jadłam, ale ja akurat za samym ketchupem nie przepadam. Nie pamiętam, kiedy go jadłam.
      Zdjęcia dyni :) – smaczne!
      O.

  15. Nigdy nie jadłam prażonego czosnku. Muszę kiedyś spróbować.
    Keczup używam przeważnie jako dodatek do pizzy. Jednak zimą także do kanapek z kiełbasą, zamiast pomidorów. Naczytałam się, że o tej porze roku jest więcej trucizny w pomidorach niż witamin, więc w ogóle nie kupuję od listopada do wiosny.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *