Myślałam, że mnie ta wyspa, położona na Morzu Irlandzkim, oczaruje. Przecież jest tak osobliwa! Choćby ze względu na Tynwald – najstarszy parlament świata, który pracuje bez przerwy od 979 r czy język manx, no i oczywiście nie można pominąć kotów rasy Manx :)… Ale mam niedosyt i to spory.
O tym, aby popłynąć na Wyspę Man, myśleliśmy już od dawna. Plany udało nam się zrealizować w ubiegłym roku. Wystartowaliśmy więc wieczornym promem z Liverpoolu i na Isle of Man dotarliśmy po ok. 3 godz. Zanim jednak wsiedliśmy na prom, musieliśmy przejść odprawę – Wyspa Man nie należy bowiem do Unii Europejskiej, jest dependencją brytyjską.
Wyspa powitała nas ciemnością (było już późno) i mżawką. Jadąc przez puste uliczki stolicy Douglas, których latarnie rzucały przygaszone mgłą światło, miałam wrażenie, że to nie lato, a późny listopad. Ale ta atmosfera miała coś w sobie. Po długich poszukiwaniach znaleźliśmy w końcu miejsce na nocleg. Chcieliśmy wcześnie wstać, żeby poznać dobrze wyspę. Niestety, pogoda nas przez tych kilka dni nie rozpieszczała, ale nic sobie z tego nie robiliśmy. Wpływu na nią nie mieliśmy.
Mieliśmy czas, więc pozaglądaliśmy w wiele pięknych i ciekawych miejsc. Z tym, że znaleźć je było trudno. Wyspa nie jest duża, byłam więc przekonana, że oznakowanie nie powinno być problematyczne. Przecież nawet na dalekim lapońskim pustkowiu szyldów nie brakuje… Tu było inaczej. Oczywiście, że znaleźliśmy to, co chcieliśmy, ale posługując się mapą i gps. Oznakowanie było bardzo oszczędne.
Dzisiaj pokażę Wam kilka migawek z Wyspy i jeden z jej zabytków – Great Laxey Wheel z 1854 r. – największe koło wodne Europy. Ale kiedyś jeszcze wrócę z wpisami o Tynwaldzie, konnym tramwaju w Douglas (na który się jeszcze załapałam, od 2016 już nie działa) czy kolejce na Snaefell. Kotów Manx – bez ogonów – nie widziałam, więc Wam nie pokażę.
Co najbardziej rzuciło mi się w oczy na Isle of Man? – Jej flagi i godło, a właściwie triskelion, który się na nich znajduje. Był wszędzie – na budynkach, ulicach, latarniach.
I wiecie co, ja bardzo lubię brytyjskie wyspy i wysepki, odwiedziłam już sporo z nich, i każda, naprawdę każda, przypadła mi do gustu. Nawet jak na niej nic nie było ;) Ale Isle of Man mnie do siebie nie przekonała. Tak, krajobraz był piękny. Ale mi czegoś brakowało, być może jechałam tutaj ze zbyt wielkimi oczekiwaniami*. Czasem tak bywa i mimo wszystko, cieszę się, że udało mi się ją zwiedzić.
*Pan W. twierdzi, że to dlatego, że nie spotkałam żadnego kota! ;)
Nie zawsze nasze oczekiwania zgadzają się z rzeczywistością, i trzeba się z tym pogodzić niestety!
Co do oznakowania, może ludzie na wyspie uważają, że przybysz powinien się trochę natrudzić, aby docenić miejsce, w którym się znajduje!
Fusillko, ja po prostu miałam niedosyt. Nie, że mi się nie podobało. Ale po prostu miałam jakieś „ale”.
Jeśli chodzi o oznakowanie czy jego brak, to ja miałam wrażenie, że to nie jest „touristenfreundlich”, jakby byli zamknięci na przyjezdnych.
To mnie zdziwiło, bo do tej pory nie doświadczyłam tego na wyspach.
O.
piekny krajobraz, ruiny sredniowiecznych zamkow na skalistym wybrzezu, wiekowe latarnie morskie, tramwaj konny, najwieksze na kontynencie kolo wodne, najstarszy parlament swiata i unikalna rasa kotow – to wszystko wziete razem do kupy tez by mnie chyba rozczarowalo. oczywiscie zartuje.
z przyjemnoscia obejrzalem foty I przeczytale relacje :)
Obroni, ;) – nie rozczarowało, tylko nie przekonało na tyle, żeby powiedzieć, że chciałabym tu kiedyś wrócić. I to mnie bardzo zaskoczyło, bo 90 procent z miejsc, które odwiedzam, chciałabym odwiedzić jeszcze raz, a właściwie to i zostać na zawsze. Ale się nie da ;) Musiałabym się rozdwoić, roztroić, rozczworzyć, roz… :)
Macham!
O.
krajłobrazy jak zwykle piękne, północne, bezdrzewne… :-)
herb – ciekawostka. też taki mamy w szlacheckiej heraldyce, Drogomir.
tramwaj – nie wiem, czy nasz, w Mrozach jeszcze jeździ. ale jeździł.
ale do czego służy to koło?? ;-)
Er, tego w Mrozach nie znam.
Dziękuję za podpowiedź z herbem – nie wiedziałam.
Z podobnych znałam tylko herb Zakliczyna, miasteczka z moich rodzinnych stron, które należało do rodu Jordanów herbu trąby. Właśnie w Zakliczynie te trąbki (inaczej niż np. w Jordanowie) tworzą triskelion.
A co do koła – to już do niczego, tylko do oglądania ;)
O.
tu jest relacja z podróży:
http://sadrzeczy.blogspot.com/2012/09/tramwajem-przez-las.html :-)
Zakliczyn znam – ciekawe drewniane domy, zresztą jest na mej liście miasteczek typu „rynek + fara + klasztor” – herbu nie znałem, faktycznie, to Trąby, jak np. Radziwiłłów.
aha – i jeszcze bardzo porządny waterfront w Douglas, chociaż wody akurat brak ;-)
Er, dziękuję za linka! Człowiek to się całe życie uczy :)
A co do wody, to czasami się pojawia :)
Pozdrawiam!
O.
Hmmm… zastanawiam się, jak będąc nienasyconą zrobiłaś tak piękne zdjęcia ;)
Napisz proszę, jak to wygląda… normalnie jedzie się z paszportem, tak? Jest jakaś wiza czy coś? Może trywialne pytania, ale zaskoczyłaś mnie, bo byłam prawie pewna, że ta wyspa należy do Zjednoczonego Królestwa.
Agato, dziękuję :) Wyspa jest ładna. Naprawdę. Tyle, że mi nie podeszła :)
Nie trzeba wizy, to dependencja UK (skomplikowany status, nie jest jego częścią, ale uznają zwierzchnictwo królowej… – coś jak unia personalna).
Wjeżdżałam na dowód.
Chodzi o odprawę celną, każdy pojazd i bagaż był dokładnie sprawdzany.
Pozdrawiam :)
O.
Może na żywo rozczarowuje, ale zdjęcia zachwycają.
Z tym tramwajem konnym to może jednak lepiej. Biedne te koniki były :-(
Serdeczności posyłam :-)
Manitou,
koników było dużo, zmieniano je, ale i tak pewnie to był duży wysiłek dla nich.
Macham!
O.