Czyli witajcie w naszej bajce :)
Disneyland mnie pozytywnie zaskoczył. Prawdę mówiąc, nigdy mnie tam za bardzo nie ciągnęło. Kolejek górskich nie lubię, po karuzelach mi jest niedobrze, tłumów i dudniącej muzyki nie znoszę, a plastikowych rzeczy wokół siebie mam i tak już całą masę – takie mniej więcej miałam wyobrażenia Disneylandu.
A tu niespodzianka, było całkiem inaczej…
Oprócz kolejek górskich i szybkich karuzel były i te łagodniejsze ;), tłumów nie było – jest jeszcze przed sezonem i w kolejkach do poszczególnych atrakcji stałam 10-15 minut, a nie 90 ;). Muzyka była, ale wcale nie przeszkadzała. A i plastik był w odpowiednich normach. Spodobała mi się za to ogromna dbałość o najmniejszy szczegół: zaczęło się już od hotelowego pokoju, tam nawet buteleczka żelu pod prysznic miała formę Myszki Miki, można było również zamówić sobie budzenie – tę czynność przejęła też Myszka Miki.
Spodobało mi się wykonanie różnych elementów parku, począwszy od różnorodnych kształtów latarni w różnych parkach tematycznych, a skończywszy na takiż szyldach. Pracownicy są mili, uważni, noszą ciekawe ubrania i służą pomocą. Przy różnych stanowiskach zdarzyło nam się w dniu urodzin Pana W., że dawano mu słuchawkę telefonu do ręki, bo ktoś mu chce złożyć życzenia ;) – tym kimś była Myszka Miki. Niby taki szczegół, a miło było. Co mi się jeszcze spodobało? – różnego rodzaju przedstawienia, takie jak: pokaz kaskaderów do scen filmowych, jak powstaje animacja, historia kina i wieczorny spektakl świateł wyczarowujący fantastyczne bajkowe postaci oraz pokaz sztucznych ogni – wszystkie świetnie zrobione.
I organizacja, ta też jest dobra. Przykładowo, jeśli do godziny 15 zrobisz zakupy w Miasteczku, to wcale nie musisz ich ze sobą tachać. Możesz sobie odebrać je w swoim hotelu po powrocie z parku. A właśnie, dla gości hotelowych park otwarty jest już od 8.00 rano, jest wtedy o wiele luźniej.
To był bardzo ciekawy weekend, przyniósł nam wiele śmiechu i wesołości ;)
I już wiem, że Disneylandu nie można porównywać z parkami rozrywki, to jest całkiem inna liga. No, a teraz pora na Orlando ;)
Szczerze mówiąc, zawsze miałem wrażenie, że to bardzo kiczowate miejsce, no ale skoro twierdzisz, że tak nie jest, to… niech no policzę… mój następny okrągły urodzinowy pretekst wypadnie… Ech, lepiej nie liczyć. ;)
Sławku, może to i kiczowate miejsce, trzeba się o tym samemu przekonać. W każdym razie jest to element kultury masowej. Mnie jednak park zaskoczył pozytywnie, bo obawiałam się właśnie tandety i lichoty, niedoróbek, a znalazłam coś wręcz przeciwnego. To miejsce trzeba traktować jako zabawę i rozrywkę.
Okrągły urodzinowy pretekst to dobra rzecz, ale jak nie ma się akurat tego pod ręką, to może jakiś inny? ;)
O.
Przeliczyć na tygodnie? ;)
Albo na dni ;)
O.
Dobrze, trochę poważniej, choć mam dziś dobry humor, który nie sprzyja powadze i doprowadził to tendencyjnego przerobienia tekstu piosenki „Autobus czerwony”, na cześć Gdyni, która – wg. mnie – trochę na siłę szuka atrakcji turystycznych wątpliwej jakości. Jeśli pozwolisz:
http://gdywstecz.blogspot.com/2014/03/wagonik-czerwony.html
Co do samego spotkania oko w oko z Disneylandem. Kilka razy się przekonałem, że najlepiej nie mieć zbyt wygórowanych wyobrażeń o miejscach, które zamierza się odwiedzić, bo wtedy można się już tylko rozczarować pozytywnie. W dobie internetu to trudne, gdyż zewsząd atakują nas często-gęsto komputerowo przesłodzone zdjęcia z praktycznie każdego miejsca świata.
Pozdrowienia. :)
Sławku, dziękuję za linka. Bardzo fajnie przerobiony tekst :)
Co do miejsc, to ja się często rozczarowuję, zwłaszcza wtedy, kiedy powracam po latach…
Właśnie dlatego staram sie jakoś z równowagą podchodzić do odwiedzanych miejsc, zanim je odwiedzę ;)
Dobrego weekendu!
O.
Tośmy sobie pogadali jak nigdy dotąd. :)
Czas jednak zając się realnym życiem, więc na dziś z internetu spadam, z nikim już nie gadam. ;)
Słonecznego weekendu.
:)
O.
Ha! – rzekłam, Obieżyświatko, na te słowa:
„Mnie jednak park zaskoczył pozytywnie, bo obawiałam się właśnie tandety i lichoty, niedoróbek, a znalazłam coś wręcz przeciwnego.”
Dla mnie estetyka Disneya nie kojarzy się z tandetą lecz z kiczem, który mam oswojony, jak większość ludzi.
Nie tak dawno kumpela mi przypomniała, żeby nie mylić kiczu z tandetą. Kicz wszedł do popkultury i do sztuki tzw. wysokiej i nie zamierza wyjść. Na kicz mówi się też czasem szmira, bo to jakby stopień niżej, prawda? Można je lubić.
Natomiast tandeta, niechlujne wykonanie, bylejakość to rzeczy, których chyba nie można lubić…?
No to wieczorne pa,
Alm.
Almetyno, tak, rację masz, tandety się nie lubi.
Kicz też mam oswojony, czasem mnie jeszcze coś jednak zaskoczy ;)
Macham!
O.
Zasiałaś ziarnko! Hi,hi,hi! :-))))
Fusillko, no to w drogę :)
O.
Bardzo ciekawe miejsce :) Nie wiedziałam, że tam znajdują się tematyczne minimiasteczka.
W 1998 roku byłam we Francji. Jedną z atrakcji miał być jednodniowy pobyt w Disneylandzie. Nie skorzystałam, bo wydawało mi sie to zbyt dziecinne przeżycie. Teraz trochę żałuję. Tęsknię za bajkowymi światami z dziciństwa.
Fotoart, może kiedyś się jeszcze wybierzesz. Przypuszczam, że tak szybko go nie zamkną :)
O.
Zdjęcia kozackie, obróbka przezacna, ale miejscówka do mnie nie trafia w ogóle, tak jak nie trafiała wcześniej. Pewnie inaczej byłoby gdybym tam trafił osobiście, ale mimo mojego ulubienia dla rytmu miasta, spędy ludzi spragnionych rozrywki to nie moja bajka.
IamI, na szczęście przebywanie tam jest dobrowolne :)
O.
Hm, my jednak wolimy Europark;)
Serdecznosci;)
Kasiu, ten w Salzburgu?
U nas kilka jest takich miejsc o tej nazwie.
Macham!
O.