Uwielbiam tę trasę nad Mozelą, prowadzącą na najbardziej stromą winnicę Europy – Calmont. Wybieram zawsze szlak przez Śmiertelny Strach. Via ferrata. Żelazna perć, poręczówki, drabinki i stopnie, ostre kanty łupków, swoisty mikroklimat, gorąco, wąsko i wysoko, a do tego fantastyczny widok na wijącą się w dole wstęgę Mozeli. I rzadki niepylak apollo!
Kilka lat temu pisałam już o tym szlaku: Via ferrata na Calmont przez Śmiertelny Strach :)
W czerwcu ponownie zawitałam nad Mozelę, ale miałam czas tylko na jedną wędrówkę. Długo namyślać się nie musiałam: jak jest się nad Mozelą, to musi być i Calmont. Niestety, tak jak i ja, pomyślało sporo ludzi. W porównaniu do moich poprzednich wędrówek przez winnice mozelskie tym razem nie byłam sama…
Wystartowałam jak zwykle w miejscowości Ediger-Eller i doszłam do chaty Galgenlay. Kilkaset metrów dalej i wyżej szlak się rozgałęzia. Jedna droga prowadzi bezpośrednio na szczyt, a druga – dłuższa, węższa, jako żelazna perć – przez winnice i Todesangst – Śmiertelny Strach do miejscowości Bremm i też oczywiście na szczyt. Ja skierowałam się na lewo, bo chciałam przejść przez Śmiertelny Strach (tak, to ta skałka z wielką niemiecką flagą, która się kręci i trzeba uważać, żeby nas od tyłu nie ścięła ;)).
Po wąskich ścieżkach w górę i w dół, w górę i w dół…, po ostrych skałach, metalowych drabinkach i stopniach, z poręczówką od czasu do czasu doszłam do Bremm. Po czym mijając kościół po lewej stronie, skierowałam się już normalnym szlakiem przez winnice w kierunku szczytu. Ten szlak prowadzi częściowo po asfaltowej drodze, a częściowo po wąskich i zarośniętych ścieżkach z serpentynami przez winnice i las. Cały czas w górę.
Doszedłszy na szczyt, wypiłam szklankę zimnego winogronowego (a jakże!) szprycera bez alkoholu, podczas gdy inni turyści raczyli się winem mozelskim ;), pokontentowałam okolicę i ruszyłam w drogę powrotną, wybierając tę bezpośrednią przez las do Ediger-Eller.
A szlak, jak zwykle, piękny! I wiecie co, udało mi się nawet spotkać rzadkiego niepylaka apollina – gatunek pięknego motyla zagrożonego całkowicie wyginięciem. Mozela słynie z tego, że tutaj jest ich jeszcze trochę, ale do tej pory żadnego nie widziałam. Tak więc niespodzianka była ogromna. Siedział sobie na ścieżynce, na kwiatku przy samej ziemi. Dobrze, że patrzę pod nogi, więc go dostrzegłam.
W sumie wyszło ok. 9 kilometrów w czasie ok. 4 godzin i ponad 500 metrów różnicy wysokości: Wystartowałam z poziomu 95 m n.p.m., sama winnica ma 380 metrów wysokości, a szlak via ferraty prowadzi raz w górę, raz w dół, raz w górę, raz w dół. Wskutek tego, docierając do Bremm, jest się znowu na wysokości ok. 150 m n.p.m. I wejście na szczyt zaczyna się jeszcze raz ;).
Szlak nie jest dla osób, które mają problemy z krążeniem, z lękiem wysokości, zawrotami głowy, których przerastają liny, strome i wąskie przejścia na wysokości. I trzeba uważać, jak jest gorąco. Słońce praży tam niesamowicie. Niejednokrotnie już służby ratownicze musiały pomagać turystom na szlaku.
Ale jak wspomniałam wcześniej, jest też droga łatwiejsza. Krótsza, niezbyt spektakularna, bez żelaznej perci. W górę i w dół. Po prostu. Ale ta ulubiona przeze mnie jest piękniejsza!
A tu Zakole Saary :), też ładne meandry ;)
Wielce malowniczo. Przypomina to trochę meandry Semois (Frahan, Le Tombeau du Géant), ale chyba nie ma tam takich strzelistości.
Er, ale jest dolina, i też piękna!
O.
Co za widoki! Uwielbiam górskie wycieczki, jeżeli będę w pobliżu to nie omieszkam się spróbować przejść tą trasą.
Jolu, tam jest bardzo malowniczo. Dużo różnych szlaków, ale ten jest moim ulubionym.
O.
przepiekne widoki :)
Artdeco, dziękuję w imieniu Mozeli :)
O.
od wiosny zasadzam się na Słowacki Raj i ciągle coś mi stoi na przeszkodzie, może jesienią w końcu tam dotrę, uwielbiam takie szlaki „wiszące w powietrzu” niczym ogrody Semiramidy :) pozdrawiam serdecznie!
Gwiezdna, Słowacki Raj też mi się marzy. Przełom Hornadu :)
Jak Ci się uda rekonesans, to zdaj proszę relację na blogu. Ja w tym roku tam nie dotrę.
Macham!
O.
Fotki są naprawdę znakomite :D
dziękuję :)
O.
Rewelacyjnie to wygląda :)
Zgadzam się :)
O.
Aż mi się śmiać chce, bo po obejrzeniu pierwszej fotki pomyślałam sobie: „Ale fajnie! Też bym tak chciała!” A potem obejrzałam kolejne i… eee, raczej nie. Co prawda jako dziecko wspinałam się po drzewach jak małpa, byłam gibka i zwinna, ale to było… jakiś czas temu. Teraz to mogę z przedszkolakami Doliną Chochołowską sunąć, co najwyżej ;)
Ładny ten motylek. Taki niby niepozorny, a jednak przykuwa wzrok.
Ken.G, no co Ty! Może po prostu wyszłaś z wprawy.
A motyl był cudny. Naprawdę. Ja w ogóle lubię motyle, więc jak już jakiegoś spotkam, i do tego takiego rzadkiego, to go fotografuję z każdej strony ;)
Macham!
O.
Pingback: Zakole Saary i ścieżka wśród koron drzew - Zapiski Obieżyświatki
Pingback: Horseshoe Bend – przepiękne zakole rzeki Kolorado - Zapiski Obieżyświatki