Śladem nieobecnych

Śladami nieobecnych

Napisane: 30.01.2010
Jest mroźne zimowe przedpołudnie kilka lat temu. Siedzę razem z obcymi mi ludźmi, czekając na pewne spotkanie. Niektórzy rozmawiają między sobą. Inni, tak jak ja, milczą i trwają w samotności. Obok mnie siedzi starsza pani. Wygląda na jakieś 60 lat. Uśmiecha się do mnie spod ronda wielkiego kapelusza. Mocno granatowego. Odwzajemniam uśmiech. Starsza pani zaczyna rozmowę. O tym, o czym się rozmawia z obcymi ludźmi. Nie wiedząc kiedy, schodzimy na temat poszukiwania własnego „ja”. To już wykracza poza konwenans pogawędki z nieznajomym. I wtedy słyszę te słowa: Nie wiem, kim jestem. Zostałam adoptowana. 50 lat szukałam swojej matki… Nie wiem, co powiedzieć. Milczenie dzieli nas. Trudne do zniesienia?

Będąc jesienią w Stuttgarcie, przechodziłam przez Plac Zamkowy. Słońce, wiatr, sporo ludzi. I autobus. Nic dziwnego, prawda? Hm. Jeśli dodam, że był szary i z betonu, do tego przewiązany fioletową wstęga, to już nieco inaczej wygląda.
Zaciekawił mnie. Podeszłam, przeczytałam, pomyślałam…
To ruchomy pomnik, który pojawia się w różnych miastach niemieckich. Pomnik ku pamięci Chorych psychicznie i upośledzonych, którzy systemowo zostali wymordowani przez nazistów. Autobus ten ma oryginalne rozmiary ówczesnych autobusów, które przewoziły pacjentów do obozów koncentracyjnych. Na śmierć.
W środku pojazdu wyryty jest napis: Wo bringt ihr uns hin? – Dokąd nas zawozicie? – takie pytanie mieli zadawać Ci, dla których z powodu inności nie było miejsca.

Śladami nieobecnych

 

 

 

 

 

****
Brnęłam dzisiaj po ciemku i po kolana w śniegu, którego za noc zdążyło tyle napadać, że trudno było w to uwierzyć. Dotarłam na dworzec, wsiadłam w pociąg, wysiadłam kilka stacji dalej w mieści, które nie jest celem do odwiedzania, a już na pewno nie w taką zimę. Herne, bo o nim piszę, odwiedziłam niejako służbowo. I dobrze się stało, bo pewnie sama z siebie bym tam nie pojechała. A warto było.
Zaraz przy dworcu natrafiłam na proste, ciemne tablice informacyjne (a te namiętnie czytam), przeczytałam i od razu rozglądnęłam się za kolejnymi. A przed oczami miałam małą dziewczynkę w jasnej sukience, która stoi ze swoją paczką cukierków. Pierwszy dzień szkoły małej Edith, która dzisiaj nosi imię Esther.

Chodziłam po śladach Nieobecnych, wydeptywałam te same ścieżki, którymi dreptali 72 lata wcześniej. Rodzina Nußbaum, Kaufmann…

Po Nocy Kryształowej w listopadzie 1938 roku, kilku poważanych przedsatwicieli wspólnoty żydowskiej w Anglii, zwróciło się o pomoc do rządu angielskiego. Wystąpiono z prośbą o możliwość wywiezienia jak najwięcej dzieci żydowskich z hitlerowskich Niemiec, jak i z krajów sąsiednich. Dzieci miały zostać adoptowane przez angielskie rodziny lub trafić do domów dziecka, dzięki którym udałoby się je uchronić przed zagładą. Wspólnota żydowska zadeklarowała, że pokryje koszty przewozu, 50 funtów na dziecko. Brytyjczycy zgodzili się na to. Trzeba było jednak zorganizować transport i pozwolenie na przejazd tego transportu przez Niemcy, jak i możliwość przekroczenia granicy. I wtedy do gry włączyła się pani Geertruida Wijsmuller, pochodząca z zamożnej rodziny holenderskiej dama, która zrobiła wszystko, aby zgodę na takie przedsięwzięcie otrzymać. Tante Truus, jak ją nazywano, idało się i naziści pozwolili przejechać pociągom. Pierwszy transport wyjechał już w grudniu 1938 r. przez Holandię do Anglii. W okresie od XII 1938 do IX 1939 ok. 10000 dzieci opuściło Niemcy, Austrię, Czechosłowację i Polskę. Również z Herne udało się ewakuować kilkoro dzieci. Niektórzy z nich wrócili zaraz po wojnie tam, gdzie był ich dom. Inni dopiero kilkadziesiąt lat później. Są zapewni i tacy, którzy nigdy tu nie wrócili i nie wrócą.
Większość z nich widziało swoich rodziców po raz ostatni na dworcu, kiedy ci odprowadzili ich i zapewniali, że przyjadą. Czy w to wierzyli?
Jeden z tych, którzy przeżyli i wrócili tu, powiedział, że rodzice podarowali mu drugi raz życie, wsadzając go do pociągu. Ocalili przed deportacją do obozów i śmiercią.

Myślę sobie o tej kobiecie w mocno granatowym kapeluszu, której udało się wyjechać z Kindertransportem do Anglii. I która 50 lat szukała matki… Śladów swojej matki…

W Londynie przy Liverpool Street Station stoi pomnik. Dzieci czekające na pociąg. Jeden kufer, walizka, 10 marek w kieszeni i zdjęcie. To cały ich dobytek. Podobne pomniki znajdują się w Wiedniu, Berlinie i Gdańsku (od maja 2009).
Dla dzieci z Kindertransportów.


Komentarze:

chiara76
30.01.2010 23:31
poruszający, niezwykły wpis…i nie bardzo wiadomo, co można powiedzieć, napisać? pomilczę tu u Ciebie.
obiezy_swiatka
31.01.2010 13:08
Chiaro, przy spotkaniach z historią często brakuje słów. Bo co można powiedzieć? Serdeczności! O.
e.ka
31.01.2010 15:19
i ja dołączę ze swym milczeniem…
obiezy_swiatka
31.01.2010 17:52
E.ko, pozdrawiam! O.
Gość: czara, 77.236.0.20*
31.01.2010 20:10
I mnie jakiś supeł zrobił się w gardle.
obiezy_swiatka
31.01.2010 20:41
Czaro, przy takich zdarzeniach trudno znaleźć właściwe słowa. Serdecznie pozdrawiam! O.
gusiook
31.01.2010 20:50
… nic nie da się napisać…tyle mysli się kotłuje…
obiezy_swiatka
31.01.2010 20:55
Gusiook, no właśnie… Ściskam! O.
Gość: capucine, areims-256-1-118-236.w90-58.abo.wanadoo.fr
31.01.2010 20:59
Obiezyswiatko, wlasnie skonczylam ksiazke Mary Ann Shaffer, w ktorej tez jest historia dzieci, tym razem angielskich, ewakuowanych z wyspy Guersney przed Niemcami. Ja osobiscie nie wyobrazam sobie rozpaczy i determinacji Rodzicow, chcacych za wszelka cene uchronic dzieci przed wojna i przerazenia malych dzieci, zaladowanych na statek, samych. W pamieci zostala mi historia dwoch malych dziewczynek, siostr, ktorych mama nie mialam serca wyznac prawdy i powiedziala, ze jada na wielki bal, do Krolowej. Male ubrane byly w strojne sukienki i na pewno okropnie zmarzly na pelnym morzu, ale jechaly pelne radosci i oczekiwania a ich mama miala zlamane serce. To sa takie historie, ze po prostu chce mi sie wyc, nie ma slow. Pozdrawiam Cie, piekny wpis.
obiezy_swiatka
31.01.2010 22:52
Capucine, takie historie bardzo poruszają. A wojna dotyka zawsze tych najbiedniejszych i najmniejszych. Książki, o której wspomniałaś, nie znam. Zobaczę, może jest i po niemiecku. Buziak! O.
spacer_biedronki
01.02.2010 11:57
no..Jeny.Nie napiszę nic. Bardzo mnie poruszyłaś.
agpagp
01.02.2010 23:40

obiezy_swiatka
02.02.2010 10:14
Spacerku, pozdrawiam Cię serdecznie! O.
obiezy_swiatka
02.02.2010 10:14
Agpagp, przesyłam serdeczności! O.
ekolozkaa
02.02.2010 16:54
Tak sobie myślę, że najgorsze jest to, kiedy się nie wie, czy tak naprawdę Ci z którymi się rozstaliśmy jeszcze żyją. A na pewno nie był pocieszającym fakt, że tylu Żydów zostało zamordowanych w trakcie wojny. Nie wyobrażam sobie życia w takiej niepewności, nawet nie wiem jak poczuć sytuację tych ludzi. Smutne to bardzo…
obiezy_swiatka
02.02.2010 18:52
Ekolożko, niepewność jest bardzo uciążliwa. A ona dotykała wtedy prawie wszystkie narodowości. O.
fusilla
03.02.2010 20:31
Zadumałam się smutno!
obiezy_swiatka
03.02.2010 22:25
Fusillo, serdecznie pozdrawiam! O.
Gość: jodo8, aaws167.neoplus.adsl.tpnet.pl
08.02.2010 14:10
Każdy, kto traci życie w tak niezasłużony i bestialski sposób zasługuje na pamięć! Zwłaszcza dzieci! Obieżyświatko, Ty pisz, pięknie to robisz, my pomilczymy. Tylko jak temu złu zapobiegać? Joter
obiezy_swiatka
08.02.2010 14:53
Och Joter, na to pytanie to chyba długo nie będziemy mogli odpowiedzieć… Ściskam! O.

0 comments on “Śladami nieobecnych

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *