Opowieść przedwigilijna

Opowieść przedwigilijna

Napisane: 22.12.2008
Zimno, ciemno, wietrznie i mokro. Tak można było podsumować aurę, która tego wieczoru zagościła na przedmieściach pewnego wielkiego miasta. Prawdopodobnie w centrum pewnego wielkiego miasta było podobnie, wszak wielkie miasto nie jest aż tak wielkie, żeby posiadać kilka stref frontu klimatycznego, ale to nie jest ważne dla tej powiastki.
Przedmieście jak przedmieście. Szare i bure, z wieloma drogami wjazdowymi i wyjazdowymi, poboczami zarośniętymi chaszczami, migającą sygnalizacją świetlną i bez żadnej żywej duszy przemieszczającej się piechotą. Za to z niezliczoną ilością dusz upchanych w większych lub mniejszych, droższych lub tańszych, wygodniejszych lub mniej wygodniejszych samochodach. W taką pogodę to i nosa nie chce się wyściubić na zewnątrz ciepłego pojazdu. Auta śmigały jak na torze wyścigowym, każdy się dokądś śpieszył, tylko czerwone migające światła stopowały na mgnienie oka pasy wschód-zachód, aby w tym ułamku minuty mogły spuścić nogę z gazu duszyczki na pasach północ-południe. I tak w kółko. Wschód-zachód, północ-południe, zachód-wschód, południe-północ…
Jednak jedna z ciężarówek, która do tej pory grzecznie współtworzyła magię silników na pasie – powiedzmy – wschód-zachód, zburzyła niepisany szyk i włączywszy prawy kierunkowskaz zjechała na pobocze porośnięte chaszczami. Samochód tuż za nią szybko nadrobił powstałą wolną przestrzeń i tylko spostrzegawcze oko mogło zauważyć pewne zająknięcie się na pasie wschód-zachód. Wszystko wróciło do normy.
A na poboczu stała sobie jasno oświetlona ciężarówka na obcych numerach…
Navi padło, mapa zawiodła dokładnością… Duszyczka, która prowadziła ową maszynę, chwyciła leżącą na drugim siedzeniu kartkę i wysiadła z wozu. Z miną nietęgą ustawiła się przed maską ciężarówki i machając rękami próbowała zatrzymać przejeżdżające auta na pasie wschód-zachód… I tak stała i machała. Pewnie nawet znaki dymne nic by tu nie dały, bo inne duszyczki nie były wcale zainteresowane duszyczką stojącą w chaszczach. Inne duszyczki na trasie wschód-zachód i północ-południe zajęte były swoimi sprawami: święta tuż tuż, więc trzeba:
a) przywieźć choinkę

b) zrobić zakupy

c) załatwić ostatnie sprawy

d) odebrać przesyłki z poczty

e) nadać kartki pocztowe (tu można się kłócić, na ile to stwierdzenie ma związek z rzeczywistością …)

f) napić się grzanego wina z przyjaciółmi

g)…

h)…
No tak, w końcu Święta się zbliżają. Czas wspólnego radowania się, czas pomocy i przyjaźni, czas wielkiego serca…
A duszyczka na poboczu zarośniętym chaszczami?
Czasem mam wrażenie, że nie zauważamy tych duszyczek na poboczu, że mamy jak konie klapki na oczach i jeden cel: dojechać, dojść, nieważne jak, najważniejsze szybko i bezproblemowo.

A mnie się marzy, żeby święta były w duszach i w sercach, a dopiero potem na talerzach…(co nie znaczy, że nie zadbałam już o lodówkę ;))

*****

Komentarze:
karolina_76
23.12.2008 14:20
Niestety taka jest prawda :(( Gnamy w dzikim szale nie rozglądając się na boki, nie przejmując się tymi „zagubionymi”, samotnymi, czekającymi na gest, dobre słowo. Często nie trzeba szukać na poboczach, wystarczy rozejrzeć się na własnej klatce, podwórku :(( Obieżyświatko dużo, dużo ciepła, spokoju i radości w te Święta. Niech będą szczęśliwe, leniwe i rodzinne :) Uściski K z rodzinką :)
ja-zolza
26.12.2008 13:51
:)) piękne życzenia, Obieżyświatko…
obiezy_swiatka
26.12.2008 16:05
Karolinko, Zołziku: :) O.

0 comments on “Opowieść przedwigilijna

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *