Napisane: 16.08.2008
Zdecydowanie bardziej lubię się pakować niż rozpakowywać. Bo w pakowaniu jest już szczypta przygody, która na nas czeka. Ta okruszynka wyczekiwania na to, co się stanie, kiedy zamknie się drzwi z drugiej strony i wyruszy się w drogę. Z walizką w ręku lub z plecakiem na plecach. Wszystko jedno. W każdym razie z wielką niewiadomą pod pachą.
Litwa, Łotwa i Estonia. Często pakuje się te kraje do jednego worka. Niepotrzebnie. Każdy z nich jest inny. Odwiedziłam tę część Europy wielokrotnie. Zaczęłam od Litwy kilka miesięcy po tym, jak stała się samodzielnym państwem.
Litwa dla mnie związana jest nieodłącznie z Mickiewiczem, Miłoszem i Ostrą Bramą. Wtedy, pierwszy raz dreptałam śladami poety z „Dziadami” w ręku. Bo ja bardzo lubię „Dziadów”, zwłaszcza cz. III fascynuje mnie ciągle jeszcze.
Łotwa ma dla mnie smak dobrego białego sera i zapach żwirowych jeszcze dróg. I postać kota, ze względu na jeden z budynków w Rydze.
Estonia? Estonia to moja druga miłość (zaraz po Szwecji). Kraj niesamowicie piękny i taki hanzeatycki. Trudno mi tę niesamowitość jego wyrazić, bo na to składa się wszystko: przyroda zielona i nietknięta, ludzie przyjaźni i ciepli, folklor estoński… Kraj, gdzie przeszłość świetnie współgra z teraźniejszością, gdzie pod prawie każdą strzechą (i pisząc strzechą mam na myśli prawdziwą strzechę) w najdalszej wiosce np. surfuje się w Internecie. Gdzie nawet najmniejszy zachowany zameczek, osada itp. bądź ich ruiny oznaczone są szyldem zabytkowym i prowadzą do nich drogowskazy. W Estonii nie można się nudzić. Za to można wiele się nauczyć. Miasta estońskie mają w sobie coś z tajemnicy.
Tallinn ma dla mnie smak prażonych w miedzianym kociołku migdałów, pokusie tej ulegam przy każdych moich odwiedzinach. I wędruję tak przez urocze uliczki starego miasta z gorącymi migdałami w ręce, odwiedzając ratusz, zaglądając do Grubej Małgorzaty, wdrapując się na wzgórze Toompea.
Estonia…
***
Rozpakowywanie to ostatnie pożegnanie z minioną przygodą. Wyrzucasz rzeczy, sortujesz, wyciągasz z kieszeni kamienie albo bursztyn, albo muszelki – to wszystko, co z podróży przywiozłeś.
I czasem jest ta odrobina żalu, że coś się skończyło…
Ale przecież nie na zawsze. Przecież ciągle można jeszcze znowu wyciągnąć plecak czy walizkę i zacząć misterium następnej podróży… Ale to dopiero za jakiś czas. Teraz jesteś w domu, za którym przecież się też stęskniłeś.
*****
Komentarze:
kasiar74
16.08.2008 21:07
Bardzo lubię podróżować z Tobą dlatego, że tak własnie jak w tej notce patrzysz na swiat, opisujesz te własnie szczególiki które tworzą klimat miejsca, a zdjęcia super.
chiara76
16.08.2008 23:39
chyba nikt nie lubi się rozpakowywać. To jakiś rodzaj zamknięcia pewnego rozdziału wyjazdu…jednak…to już w jakiś sposób początek nowego;)ot, pofilozofowałam…
obiezy_swiatka
17.08.2008 09:26
Kasiu, :) :) :) Podróże mnie wiele uczą. Pozdrawiam cieplutko i słonecznej niedzieli! O. *** Chiaro, masz rację. Koniec jest początkiem czegoś nowego :) Dobrej niedzieli! O.
kurtnovotny
18.08.2008 18:22
Podpisuję się pod słowami Kasi – dzięki Tobie „zwiedziłem” już kilka krajów, w których fizycznie nigdy nie byłem i być może nie będę. A tak to trochę poznam świata;)
dr_ewa999
18.08.2008 19:17
Och, ja tez nie lubię się rozpakowywać, waliza stoi zwykle kika dni zanim się do tego zabiorę…:))
obiezy_swiatka
18.08.2008 20:44
Kurt, dziękuję :) I cieszę się, że Ci się podobało. Zapraszam ponownie, pozdrawiam poniedziałkowo, O. **** Dr_Ewo, ja z tej niechęci do rozpakowywania chcę mieć to zwykle jak najszybciej za sobą ;) Pozdrawiam serdecznie, O.
atydak68
19.08.2008 14:29
i ja lubię podróżować z Tobą…i zdecydowanie przyjemniejsze jest pakowanie i związane z nim oczekiwanie…pozdrawiam wciąż wakacyjnie i serdecznie baaardzo :)
obiezy_swiatka
19.08.2008 15:41
Atydak, dziękuję :) Pakowanie ma w sobie coś magicznego ;). Przesyłam sierpniowe serdeczności, O.
0 comments on “Wielka trójka”