W znaku salamandry

Napisane: 12.03.2010
Zbigniew Herbert w zbiorze esejów „Barbarzyńca w ogrodzie” pisał, że tak naprawdę te miasta coś są warte, w których się można zgubić.
Wspominał o tym, pisząc o Sienie.
W którym mieście ja się zgubiłam? Zabłądziłam na pewno w Chicago – trafiłam do jednej z dzielnicy, którą trzeba było omijać. Zabłądziłam również w Port of Spain i znowu najniebezpieczniejsza dzielnica.
Błądziłam też nieco po Pampelunie. Więcej nie mogę sobie przypomnieć, więc tak źle nie było.
Ale i w miasteczku Sarlat la Caneda nagle, na mgnienie oko, straciłam orientację i stałam tak nieco zdezorientowana. Szybko jednak poukładałam sobie wszystko :)
Sarlat to miasto pod znakiem salamandry. Ten płaz ma dość duże znaczenie kulturowe. Dawniej wierzono, że salamandry są nieodłącznie związane z ogniem. Że mają magiczną siłę. To zwierzę pojawia się często w godłach. I Sarlat posiada je także, czego na miejscu nie można przeoczyć.

 

A teraz pytanie do Was: w jakich miastach trochę się pogubiliście?

Komentarze:
gusiook
12.03.2010 15:54
Lubię te Twoje detale:) Owe stare miasto też by mi się podobało, patrząc na zdjęcia… Takimi uliczkami mogłabym się przechadzać. Szczególnie, że Twoja tonie w słońcu, którego by się teraz przydało… Zgubiliśmy na starym mieście w stolicy Korfu. Zupełnie nie mogliśmy się połapać w wąskich uliczkach… Dobrego weekendu!
gania76
12.03.2010 17:04
Trochę się pogubiliśmy w Barcelonie, ale tylko troszeczkę. Natomiast regularnie zawsze gubimy się, kiedy tylko zjedziemy z autostrady na zwykłe szosy w Czechach.
obiezy_swiatka
12.03.2010 17:18
Gusiook, no to Ci wysyłam promienie słoneczne! Czyli Korfu :) Tam jeszcze nie byłam, jak wiesz, jak pojadę to poinformuję czy się zgubiłam :) Dla Ciebie również dobrego weekendu! O.
obiezy_swiatka
12.03.2010 17:21
Ganiu, mnie tego oszczędzono w Barcelonie :). Serdeczności! O.
Gość: czara, 55.245.101-84.rev.gaoland.net
12.03.2010 17:25
Nie znam tego miasteczka, czy tamtejsza Salamandra ma coś wspólnego z François I, który miał ją jako swój symbol? Ja gubę się zawsze w nowych miastach, jakiś taki defekt, więc musiałabym długo wyliczać. Mogę natomiast napisać gdzie lubię się gubić – w Krakowie. Jeśli czasem choć przez chwilę udaje mi się stracić orientację w tym mieście, które tak dobrze znam – czuję się szczęśliwa, tak jakby coś jeszcze nowego do odkrycia się odkrywało :) Podobne uczucie mam ostatnio na Montmartrze. Jednym słowem – gubić się jest bosko! ;)
obiezy_swiatka
12.03.2010 17:29
Czaro, tak to ta sama co u Franciszka I Walezjusza. Masz rację, jeśli gubienie się prowadzi do odkrycia czegoś nowego to mi się też podoba :) Gorzej, jak się ma stracha ;) Serdecznie pozdrawiam! O.
fusilla
12.03.2010 17:51
Tak rzadko gdzieś poza granice Polsaki wyjeżdżam, że zupełnie nie umiem odpowiedzieć na Twoje pytanie. Za to zgubiłam się w lasach bardzo mi bliskich i znanych, gdy poszłam z koleżanką na grzyby. Bosz, jak się zdenerwowałam. A potem, w innych lasach, też na grzybach , ale z Córką, Zieciem i Wnukami. Takiego stresu nikomu nie życzę. Dlatego rozumiem, jak błądzi się w obcym mieście. Zdjęcie, jak zwykle – piękne! Pozdrawiam weekendowo!
obiezy_swiatka
12.03.2010 18:08
Fusillo, ja się w lesie ciągle gubię… Niestety, nie umiem też zbierać grzybów, ja z tych, co się muszą dopiero o grzyba przewrócić, jak grzyb powie dzien dobry, to go może zauważą, jak zmilczy – to nic nie pomoże ;) Ale taki sosik grzybowy, albo rydze smażone – chętnie, chętnie ;) Udanego weekendu! O.
chiara76
12.03.2010 19:22
nie zgubiłam się, pewnie dlatego, że mój Mąż nie daje mi na to szansy;) ponieważ podróżujemy razem, więc…jestem skazana na jego fantastyczną orientację;))) do dziś jego rodzice wspominają, jak zagubili się gdzieś tam na Mazurach bodajże i że wówczas chyba czteroletnie dziecko miało rację mówiąc tatusiowi, że źle prowadzi;)) tiaaa… natomiast mnie ze sklepu wypuścisz i gotowam pójść w inną, niż trzeba drogę, czyli przeciwną, z której przyszłam, mam fatalną orientację w terenie, zapamiętuję po detalach…
chiara76
12.03.2010 19:23
no , a przypomniałaś mi, że muszę sięgnąć po tego „Barbarzyńcę…”…
obiezy_swiatka
12.03.2010 20:36
Chiaro, no to świetnie! :), że Twój Mąż ma taki zmysł orientacji. Czasami rodzice powinni słuchać dziecka. Jeśli ma się trudności z orientacją, to ważne są detale, żeby długo się nie zastanawiać, w którą stronę. Barbarzyńca – mi się tę książkę świetnie czytało. Dobrego wieczoru! O.
Gość: capucine, areims-256-1-81-114.w90-58.abo.wanadoo.fr
12.03.2010 22:36
Droga O., ja mam tak beznadziejna orientacje, ze nawet na wsi z 4 ulicami na krzyz, zgubie sie na sto procent; To znaczy znajde droge ale ile sie nachodze, nadreptam. Zawsze skrece nie tam gdzie trzeba;-) Ze smiesznych wspomnien, to jak pracowalam jako pilot-przewodnik, mialam zabrac grupe do Pragi. Najbardziej tragiczne bylo to, ze nigdy wczesniej w P. nie bylam i ze znalam miasto tylko i wylacznie z przewodnikow! Nigdy nie bylam pewna czy po skreceniu w lewo, bedzie wlasnie TEN kosciol, TEN pomnik czy inny. To byl koszmarny stres i odchorowalam go bardzo. Teraz sie z tego smieje, ale wtedy do smiechu mi nie bylo wcale;-)) Z innych opowiesci o orientacji, to tak jak Chiara, moge pochwalic sie Mezem Supermanem. Na szczescie, bo ja sie zawsze musze zastanowic, ulamek sekundy ale ZAWSZE, gdzie jest prawo a gdzie lewo…:-)))A przeciez dobrze sobie radze jako kierowca! To podobno przypadlosc kobiet. Buziaczki
obiezy_swiatka
13.03.2010 15:45
Droga Capucine, no to fajnie, że masz Męża Supermena :) Ja też mogę liczyć na Pana W. Z historii praskiej to się uśmiałam, ale rację masz, że wtedy na pewno miałaś dużo stresu. Nie wiem, czy czytałaś kiedyś jak byłaś mała taką książkę: Kolumb na Haveli? Książka dla młodszych nastolatków albo starszych dzieci. W każdym razie jest tam historyjka o Timie bodajże, który był początkującym marynarzem i miał problemy z prawą i lewą stroną. Razu pewnego kapitan w czasie sztormu kazał przerzucić cały ładunek na prawą lub na lewą burtę – nieważne na którą, na jedną stronę w każdym razie. Tim rzucił się do pracy, a za nim inni marynarze w ogóle przy tym nie myśląc. Okazało się, że jednak Tim się pomylił. Kapitan jak już sztorm przeszedł uderzył Tima w odpowiedni policzek, żeby sobie zapamiętał, że to strona co go piecze od uderzenia to jest ta prawa. Ja takich przeżyć nie miałam, ale zawsze myślę, którą ręka jem ;) Uściski! :) O.
Gość: capucine, areims-256-1-81-114.w90-58.abo.wanadoo.fr
13.03.2010 16:00
Kochana, dzieki za cenne porady i bolesny przyklad Tima;-)) Mnie pomaga obraczka (czasami) albo reka, ktora pisze bo jak jestem glodna, to moge jesc obiema:-) Buziaki i milej sobotki
obiezy_swiatka
13.03.2010 16:14
Capucine :) :) O.
agpagp
13.03.2010 21:49
piękne te twoje zdjęcia :) a byłaś w Alzacji?? bo okazuję się że jadąc do Paryża bedziemy tam gościć :) zastanawiam się czy gdzieś się zgubiłam … i niestety nigdzie ! mam fotograficzną pamięć do szczegółów i map ( bo twarzy nie pamiętam ) i zawsze wiem gdzie mam iść ( tu jestem znana z magicznej intuicji w stylu – myśle że jak pojadę tędy przez pola albo las to wyjdziemy tu i tu i zaoszczędzimy 20km ) a co do map ( spojrzę na mapę zamknę i potrafię pół Polski przejechać ) pozdrawiam ciepło :)
obiezy_swiatka
14.03.2010 10:11
Agpagp, dziękuję :) Tak, w Alzacji bywałam dość często, z racji jej położenia. Ja długi czas spędziłam na południu Niemiec tuż przy granicy szwajcarskiej i francuskiej. Krajobraz świetny! BArdzo ładny region. Miasto Colmar jest piękne. Stare miasto i kolegiata św. Marcina – Agpagp, ale Ci się szykuje piękna podróż! Super! A co do czytania map i braku pamięci do twarzy, to Ty jak pan W. :) Ja za to mam pamięć fotograficzną do ludzi – raz widziani (nawet w tłumie) rozpoznani nawet po wielu latach. Dobrej niedzieli! :) O.
spacer_biedronki
16.03.2010 08:23
oj..nie zdarza mi się, ale.. tak…jeden raz pamiętam. To było w Bielefeld. Byłam studentką i jechałam na kongres autokarem. Dowieźli mnie do miejsca, w którym miałam się zatrzymać . Dwie godziny po rozpakowaniu, pojechałam rowerem jakieś 8 km w inną cześć miasta- do reszty ludzi.Nim się obejrzałam zrobiło się ciemno, a ja nie miałam pojęcia gdzie skręcić jak już zjadę z wzniesienia.. Poza tym okazało się,że rowerem” to nie jest tak blisko jak samochodem” i… kombinowałam.. Nie znając niemieckiego, kulejąc wtedy z angielskim.. (gdy ja studiowałam nikt się specjalnie nie uczył języków). Nie wiem jak to osiągnęłam.. ale pewna dziewczyna zabrała mnie.. i rower(- wiem,że tam by go nikt nie ukradł, ale nie był mój i zapomniałam,ze nie jestem w Polsce !!!) z powrotem..Oczywiście nie znałam adresu pod jakim się zatrzymałam, na szczęście Helga nastemplowała mi go na kartce, którą wsadziłam w szorty przed wyjściem..Okazało się,że mieszkam w Bielefeld, ale niezupełnie w Bielefeld, bo w Oerlinghouse:) Sofia mnie oświeciła i złożyła ze mną ten rower:)) Po tej przygodzie wiem,że wszędzie dam sobie radę. Następnego dnia..ruszyłam na Uniwersytet. Raju..dopiero wtedy zobaczyłam jak wielkie było to miasto..
obiezy_swiatka
16.03.2010 12:35
Spacerku, no to miałaś przygodę. Ale sobie świetnie poradziłaś, takie sytuacje pokazują, że człowiek da sobie radę z wieloma rzeczami! Dobrego dnia!:) O.
ekolozkaa
21.03.2010 14:30
Ja się zgubiłam w Pradze, a to dzięki pytaniu o drogę mieszkańców, którzy mnie pokierowali gdzie indziej. ;) W Budvie natomiast nie umiałam trafić do miejsca noclegowego po zmroku mimo iż moja orientacja doskonale mnie podprowadziła wielokrotnie pod bramę, ale jakoś mi się wydawało, że to nie tu i szukałam dalej… cóż, w świetle dziennym inaczej to wyglądało. Ale jakoś cudem udało mi zorientować się, że jednak przed właściwą bramą stoję. ;)
obiezy_swiatka
21.03.2010 14:53
Ekolożko, no tak w nocy każdy kot jest bury ;) Co do wyjaśniania mieszkańców, to ja się często przekonałam, że nie pytając, lepiej bym trafiła ;) Dobrej niedzieli! O.

1 comment on “W znaku salamandry

  1. Pingback: Zapraszam do Cognac | Zapiski Obieżyświatki

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *